Niewątpliwie szczególne miejsce w historii mojej biegowej przygody (oczywiście poza półmaratonami) zajmują starty w warszawskiej sztafecie maratońskiej Ekiden. To zawody, w których sześcioosobowa drużyna ma do przebiegnięcia maraton. Pierwsza osoba pokonuje 7 kilometrów i 195 metrów, dwie kolejne 10 kilometrów, a ostatnie trzy po 5 kilometrów – razem dokładnie tyle, ile wynosi ten królewski dystans. To, co wyróżnia Ekiden od innych zawodów to to, że poza emocjami i przeżyciami związanymi z własnym biegiem dochodzi czynnik drużynowy, współodpowiedzialność za kolegów i wynik całej drużyny oraz kilka godzin miło spędzonego czasu wśród bliższych, lub dalszych znajomych. Uczestniczę w tym biegu od 2014 roku. Do tego momentu miałem na koncie ukończonych już dziewięć edycji i za każdym razem wracam na tą imprezę z ogromną przyjemnością. Mam także wiele związanych z nimi wspaniałych wspomnień. Dotyczą one zarówno sześciu startów w mojej poprzedniej firmie, jak i aktualnej, w barwach, której pobiegłem do tej pory trzy razy. Biorąc pod uwagę, że od czasów pandemii pracuję zdalnie całkowicie poza biurem z dala od Warszawy jest też to dla mnie wspaniała okazja, by spotkać się z kolegami z pracy i spędzić miło czas.
Tak, jak w ostatnich latach tak i w tym roku miejscem rywalizacji miał być warszawski park Kępa Potocka. Wystawiliśmy tym razem, aż cztery drużyny, przy czym to ta nasza z założenia miała być tą najszybszą, choć na szczególny wynik w tym roku specjalnie nie liczyliśmy. Nieobecność kilku osób, które miałyby pewne miejsce w pierwszym składzie sprawiła, że po dwóch latach biegania zmiany na zmianie pięciokilometrowej w tym roku przyszło mi pobiec dziesięć kilometrów przejmując pałeczkę od Renaty, która rozpoczynała nasza rywalizację. Początkowo planowałem pobiec solidnie, ale asekuracyjnie nie ryzykując kontuzji przed kolejnymi półmaratonami i chcąc po prostu pobiec poniżej 50 minut, ale szybko te plany zweryfikowałem. Już pierwszy kilometr w tempie około 4:35 pokazał, że to jednak ambicja i adrenalina będą rozdawać karty. Na kolejnych czując, że może być za szybko troszkę zwolniłem, ale nadal było to cały czas tempo poniżej 4:45. Pogoda do biegania była chyba idealna. Upał, który często towarzyszył biegaczom, w tym roku nie przeszkadzał wcale. Przeciwnie, było dość rześko. Nogi więc niosły. Do mety pierwszej pętli dobiegłem z czasem 23:11. Druga okazała się być jeszcze szybsza (23:00). Co ciekawe czas, który przed biegiem wziąłbym w ciemno na tę chwilę dawał nam nawet trzecie miejsce w klasyfikacji Służby Zdrowia i Firm Medycznych. Było to dla nas totalnym zaskoczeniem. Pałeczkę przekazałem Kamili, a potem w naszej drużynie swoje pięciokilometrowe odcinki pobiegli Ola, Gosia i Łukasz. Ostatecznie ukończyliśmy z czasem 3:36:04, czyli około dwudziestu minut wolniej, niż w zeszłym roku, ale i tak w naszej kategorii skończyliśmy na szóstym miejscu, co myślę, że jest sporym sukcesem.
Miałem się już powoli pakować i wracać do domu z poczuciem miło spędzonego dnia i wykonania dobrej roboty. Spotkałem się jednak na sam koniec jeszcze z kolegami z poprzedniej firmy, którzy także wystawili swoje drużyny by chwilę porozmawiać. Okazało się, że mają problem ze składem i jedna z drużyn będzie miała problem by dokończyć rywalizację, gdyż osoba z ostatniej zmiany nie pojawiła się na starcie. Zgodziłem się, na szczęście to już tylko 5 kilometrów. Pobiegłem i to nawet całkiem szybko. Choć planowałem po prostu złamać 25 minut do mety udało się dotrzeć w czasie 23:58. W ten o to sposób choć to mój bieg numer 255 to pierwszy raz w życiu na tych samych zawodach pobiegłem dwa razy, dwa różne dystanse, w dodatku w dwóch różnych koszulkach. Myślę, że to fajna klamra, która spina te 10 lat mojego biegania na Ekidenie, czy to w starych barwach, czy aktualnych. Dało mi to też dodatkową satysfakcję. Motto mojej firmy brzmi „With heart” nabrało dziś dla mnie dodatkowego znaczenia. To był niewątpliwie miło spędzony czas..
2024.05.24 Warszawa EKIDEN 2025 MARATON SZTAFET – PAREXEL I: 3:14:34 (Moje 10km: 22:25) / NIQ 6: 3:53:52 (Moje 5km:23:58)