Po godzinach

      W latem 2019 roku po prawie trzynastu latach postanowiłem jak to się oficjalnie mówi „poszukać nowych wyzwań poza swoją firmą” i zmieniłem pracę. W nowym miejscu dość szybko znalazłem wspólny język i zącząłem dobrze dogadywać się z nowymi kolegami. Na pewno pomógł fakt, że przynajmniej z wieloma z nich połączyło nas zamiłowanie do biegania, albo przynajmniej sportu i szeroko rozumianej aktywności sportowej. Był to temat, który bardzo często pojawiał się podczas porannej biurowej kawy, czy też wspólnych wyjść na tak zwany „lunch”, albo po prostu obiad.

      Jeszcze tego samego roku w listopadzie, mimo, że dla mnie tamten sezon startowy się już w zasadzie skończył i raczej nie zakładałem kolejnych zawodów to wiedząc o planach kolegów Adama i Łukasza, którzy zamierzali wystartować w Półmaratonie Kampinowskim postanowiłem się przyłączyć. Poza faktem, że bieganie po pięknej Puszczy Kampinoskiej dla mnie, przyzwyczajonego głównie do miejskiego biegania było fajnym doświadczeniem to był to na pewno również bardzo miło spędzony czas. Myślałem, że zapoczątkuje to jakąś dalszą serię wspólnych biegowych startów. Niestety potem przyszła pandemia i te nadzieje przynajmniej na pewien czas przekreśliła. Ja po latach spędzonych w Warszawie wróciłem do Siedlec i w zasadzie od trzech lat pracuję zdalnie z domu. Przestałem pojawiać się w biurze. Skończyły się spotkania przy kawie, przestaliśmy rozmawiać o bieganiu, nie było też wielu okazji na wspólne starty. Minęły trzy lata i taka okazja w końcu się pojawiła, tym razem już w mieście na asfaltowej trasie 17 Nationale-Nederlanden Półmaratonu Warszawskiego, gdzie tak, jak trzy lata temu znowu pobiegliśmy wspólnie w tym samym trzyosobowym składzie, a dodatkowo tym razem dołączył do nas jeszcze Ivan, z którym znam się z poprzedniej pracy, a z którym też miałem okazję przebiec już wspólnie różne zawody.

      Trzeba przyznać, że tegoroczne edycja Półmaratonu Warszawskiego przybrała charakter prawdziwego biegowego święta. Kilkanaście tysięcy biegaczy na dwóch dystansach (5km i półmaraton) i największa frekwencja zawodów biegowych w Polsce od czasów wybuchu pandemii, znakomici zawodnicy na starcie zarówno z kraju, jak i zagranicy nastawieni na bicie rekordów trasy, dobra organizacja. To wszystko sprawiało, że po prostu chciało się w tym wydarzeniu uczestniczyć. Do tego dla mnie dochodził aspekt osobisty i możliwość spotkania wielu znajomych twarzy: nie tylko z aktualnej pracy, ale także z poprzedniej firmy, przyjaciół z Yulo Run Team Siedlce i niezliczoną rzeszę innych biegowych znajomych poznanych na przestrzeni wielu lat, w różnych okolicznościach. Nie ukrywam też, że przemiłą niespodzianką było dla mnie spotkanie jeszcze przed biegiem naszej wspaniałej złotej i srebrnej Olimpijki ze sztafety 4 x 400 metrów Gosi Hołub-Kowalik, którą darzę ogromną sympatią, nie tylko ze względu na to, jak pięknie biega i dostarcza nam wszystkim wspaniałych sportowych emocji na najwyższym lekkoatletycznym poziomie, ale także za styl bycia, osobowość i piękny uśmiech.

      Pogoda tym razem generalnie raczej nie rozpieszczała. Dość chłodny poranek, od rana padający deszcz i wiatr zwiastowały trudne warunki. Potem jednak trochę się poprawiło, ale generalnie pogoda zmieniała się jak w kalejdoskopie i na przemian biegaczom towarzyszył padający deszcz i wychodzące z zza chmur słońce. Biorąc pod uwagę, że traktowałem ten bieg głównie towarzysko specjalnych oczekiwań co do wyniku nie miałem, aczkolwiek po cichu liczyłem, że uda się znowu wrócić poniżej 1:50. Ponieważ Adam miał podobny plan wystartowaliśmy razem. Łukasz, który solidnie przepracował zimowy okres i chciał wyśrubować nową życiówkę nastawił się na wynik co najmniej 5 minut szybszy.

      Pierwsze kilometry zaczęliśmy dość luźno biegnąc tuż przed pacemakerem na 1:50. Nasze tempo było jednak chyba trochę szybsze i dość szybko zaczeliśmy się od niego oddalać, mając za to cały czas w zasięgu wzroku zająca na 1:45. Z wyjątkiem pierwszego dość ostrożnego, każdy kilometr wychodził poniżej pięciu minut. Biegło się na tyle komfortowo, że w zasadzie pierwszych osiem kilometrów spędziliśmy na konwersacji, a było o czym rozmawiać i tematów nie brakowało. Później jak przyszło pierwsze zmęczenie już tak rozmowni nie byliśmy. Mimo, że tempo było zdecydowanie szybsze, niż 9 dni temu w Jerozolimie to jednak biegło mi się dobrze i bardzo równo. Mniej więcej koło 16 kilometra zauważyłem, że Adam zaczyna mieć tendencje do przyspieszenia, a ponieważ sam nie czułem się w tej chwili raczej na siłach, aby podkręcić tempo nie chcąc Go spowalniać zasugerowałem, aby przyspieszył i pobiegł do mety już sam. Ja zostałem przy swoim rytmie. Dopiero ostatnie dwa kilometry starałem się przyspieszyć i w sumie okazało się, że właśnie te dwa były najszybsze ze wszystkich. Na ostatniej długiej porostej widząc, że wynik będzie na granicy 1:46 starałem się dać z siebie tyle ile mogłem. Udało się. Zdążyłem. Na metę wbiegłem w czasem 1:45:54. Prawie 10 minut szybciej niż 9 dni temu w Jerozolimie i najszybciej w tym roku. Na pewno wynik cieszy, bo jest zdecydowanie powyżej oczekiwań. Ponadto miło było zobaczyć tak wiele znajomych twarzy. Po biegu jeszcze na chwilę spotkaliśmy się z chłopakami, wymieniliśmy wrażenia, emocje, spostrzeżenia, gratulacje. Należały się zwłaszcza Łukaszowi, któremu udało się wyśrubować wspaniały wynik powyżej oczekiwań, ale generalnie każdy z nas był zadowolony. To był naprawdę udany dzień i miło spędzony czas. Cieszę się, że mogliśmy się znowu zobaczyć po tak długiej przerwie i pobiec razem. Na szczęście na kolejna okazję nie trzeba będzie aż tak długo czekać, gdyż już w maju zamierzamy wystartować w Warszawie jako firma Parexel na Sztafecie Maratońskiej Ekiden. Już się nie mogę doczekać.

2023.03.26 Warszawa Półmaraton:  17 NATIONALE-NEDERLANDEN PÓŁMARATON WARSZAWSKI – 1:45:54

Oceń ten wpis

Ile gwiazdek przyznajesz?

Średnia ocena 4 / 5. Ilość głosów: 4

Brak głosów! Bądź pierwszym oceniającym.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *