Akcja Burza

      Niewątpliwie kategorią biegów, które stanowią dla mnie szczególne znaczenie są biegi historyczne. Bardzo interesuję się zwłaszcza tą współczesną historią i uważam, że w pełni bezpieczną i dobrą przyszłość możemy budować jedynie tylko wtedy, gdy znamy przeszłość. Dlatego też bardzo chętnie uczestniczę w tego typu wydarzeniach, które łączą w sobie rywalizację sportową z lekcją naszej historii, niezależnie od tego czy są to wielotysięczne biegi takie jak Bieg na Szczyt Monte Cassino, albo kultowy już Bieg Powstania Warszawskiego, czy też te małe kameralne lokalne zawody.

      W tym roku postanowiłem wystartować w Biegu Pamięci w 78 rocznicę Akcji Burza organizowanym przez przyjaciół z Grupy Biegaczy Skórzec Biega, Gminę Kotuń oraz Światowy Związek Żołnierzy AK Koło Gminne w Kotuniu. Ponieważ do zapisania się na ten bieg zabierałem się trochę jak przysłowiowy „pies do jeża” to niewiele brakowało, aby nic z tych planów nie wyszło, gdyż spóźniłem się kilka dni. Pomógł jednak przypadek i zbieg okoliczności, a mianowicie ze względu na nakładający się tego samego dnia Bieg Powstania Warszawskiego zmienił sie termin tych zawodów, a w związku z tym rejestracja odbyła się raz jeszcze, dając mi tym samym drugą szansę. Tym razem byłem już bardziej czujny.

      Zanim napiszę o samym biegu warto wspomnieć choć kilka słów o tym czymże była Akcja Burza. Wydaje mi się, że niewiele osób o niej słyszało. Choć sam jak wspomniałem interesuję się trochę historią to jednak moja wiedza na ten temat była bardzo ograniczona. Mówiąc w skrócie było to pewnego rodzaju zbrojne powstanie lub inaczej… plan wzmożonej dywersji przeciwko okupantowi niemieckiemu. Wobec klęski hitlerowskich Niemiec na froncie wschodnim i zbliżaniu się Armii Czerwonej do dawnych granic Polski gen. Tadeusz Komorowski „Bór” 20 listopada 1943 roku wydał rozkaz o rozpoczęciu na terenie kraju planu „Burza”. Żołnierze Armii Krajowej zgrupowani na terenie Kotunia przygotowywali się już do tej akcji dużo wcześniej, ale to właśnie w III dekadzie lipca 1944 dowódca placówki Kotuń ppor. Ludwik Szajda wydał rozkaz mobilizacji i koncentracji, która miała miejsce 24 lipca na pograniczu lasów Kotuń-Chlewiska-Pieróg. W 2004 roku w tym miejscu postawiono upamiętniający to wydarzenie obelisk, a od dwóch lat oprócz oficjalnych uroczystości zaczęto organizować i włączono do obchodów rocznicy także bieg pamięci.

      Na liście startowej głównego biegu (oprócz biegu, był także marsz Nordic Walking, treeking oraz biegi dziecięce) było zapisanych 56 osób, z czego 16 w mojej kategorii wiekowej. Trudno tam było wypatrzeć znajome nazwiska, o których od razu mógłbym powiedzieć, że są zdecydowanie poza moim zasięgiem. Z drugiej strony było też wiele osób spoza Siedlec i okolic, których możliwości kompletnie nie znałem. Nie byłem więc w stanie tak naprawdę oszacować swoich szans. Mimo to postanowiłem powalczyć o wysokie miejsce w swojej kategorii. Za takie uznawałem miejsce w piątce, a przy odrobinie szczęścia być może nawet trzecie.  Zaraz po starcie ukształtowała się pewna czołówka. Miałem przed sobą około kilkunastu osób. Kilka z nich wyprzedziłem jeszcze na pierwszym kilometrze. Wkrótce stawka mocno się rozciągnęła. Z przodu w zasięgu wzroku została mi jedynie trójka zawodników, za sobą nie widziałem już nikogo. Muszę przyznać, że biegło mi się dość ciężko. Upalna pogoda, która zdominowała ten tydzień i mocno utrudnia rywalizację sportową towarzyszyła także w dniu biegu. Termometry momentami pokazywały nawet 35 stopni. Czułem się zmęczony upałem już przed startem. Do tego dochodziła ciężka piaszczysta leśna trasa. Na starcie założyłem sobie, że będę starał się biec w tempie 4:30 na kilometr, ale dość szybko trzeba było te plany zweryfikować, gdyż na tej trasie w moim przypadku nie było to możliwe.

      Po dwóch kilometrach z naszej czterosobowej grupy został tylko nasz duet, pozostali byli już daleko z przodu. Starałem sie trzymać tuż za plecami swojego rywala, choć miałem wrażenie że moja strata się delikatnie cały czas powiększa i w kulminacyjnym momencie wynosiła ze dwadzieścia metrów. Na samym końcu dwu- i półkilometrowej pętli na biegaczy czekało prawdziwe wyzwanie: kilkusetmetrowy odcinek po głębokim i suchym niczym pustynia piachu, którego punktem kulminacyjnym był stromy i wysoki, pewnie conajmniej ośmiometrowy podbieg, po którym odechciewało się już dalszej rywalizacji. Nie bez przyczyny to miejsce nosi nazwę Diabelec, bo było to iście diabelsko trudne wyzwanie. Niewiele dalej, pewnie jakieś 200, a może 300 metrów usytułowana była już meta pętli. Czas mojego pierwszego okrążenia to 11 minut i 58 sekund. Do poprzedzającego mnie zawodnika miałem stratę 9 sekund. Zastanawiałem się który jestem. Wiedziałem, że w klasyfikacji Open powinno to być miejsce w dziesiątce, ale ważniejsza dla mnie była klasyfikacja kategorii wiekowej. Kompletnie nie wiedziałem ilu zawodników z mojej kategorii jest przede mną, ale zakładałem, że mogę być trzeci, albo czwarty, dlatego uznałem, że warto byłoby powalczyć z zawodnikiem, którego miałem tak blisko przed sobą, gdyż mogło to być decydujące z punktu widzenia ewentualnego podium. Mimo to nie udawało mi się go dojść dość długo i szczerze mówiąc traciłem powoli nadzieję. Moja determinacja zdecydowanie słabła. Zaczynałem myśleć o tym, aby po prostu dobiec. Z tyłu nikt mi już raczej i tak nie zagrażał. Mimo takiego nastawienia moja strata nie zwiększała się. Przeciwnie, zauważyłem, że powoli zmniejszam dystans do rywala, a gdy po raz drugi dobiegliśmy do piaszczystego odcinka opadł z sił, a ja po prostu go wyprzedziłem. Podbieg pokonałem już jako pierwszy i nie oglądając się za siebie pognałem do mety, która jak zapamiętałem po pierwszej petli była zlokalizowana kilkaset metrów dalej. Czas drugiego okrążenia to dokładnie 13 minut, czyli prawie dokładnie minutę wolniej, niż pierwszego, ale na tyle szybko by odrobić 9 sekundową stratę i dorzucić do tego kilka sekund swojej przewagi.

      Po dotarciu do mety i chwili dojścia do siebie zacząłem zastanawiać się co mi to da. Tak, jak już wspomniałem wcześniej brałem pod uwagę, że w grę może wchodzić 3 miejsce w kategorii, aczkolwiek podchodziłem do tego z pewnym dystansem, gdyż trudno mi było tak naprawdę ocenić ilu z tych, którzy dobiegli przede mną było z mojej kategorii wiekowej. Gdy jednak zobaczyłem wyniki nie mogłem uwierzyć, gdyż okazało się, że byłem pierwszy. Była to dla mnie ogromna niespodzianka. Zawsze warto powalczyć do końca, ale w tym wypadku opłacało sie to szczególnie. Stawką bowiem było pierwsze miejsce, a o moim zwycięstwie ostatecznie zadecydowały 4 sekundy. Finiszując nawet nie zauważyłem, że rywal ostatecznie był tak blisko, ale gdyby mnie dogonił byłbym jeszcze w stanie odeprzeć atak. W klasyfikacji Open mój wynik dał mi 8 miejsce na 52 osoby, które ukończyły.

      Cieszę się, że mimo pewnych perturbacji z rejestracją udało mi się jednak  wystartować w tych zawodach. Już nawet abstrahując od tego, że udało mi się stanąć na podium, co w moim wypadku zdarza się przecież bardzo rzadko to jednak był to niewątpliwie miło spędzony czas w równie miłym gronie. Była to okazja do tego by spotkać wielu znajomych, porozmawiać, a przy tym przeżyć lekcję historii i spotkać tych, którzy jeszcze pamiętają tamte wydarzenia. W tym miejscu podziękowania dla organizatorów, którzy przy okazji zawodów sportowych pielęgnują także pamięć o ważnych momentach naszej historii. Mam nadzieję, że za rok w kolejną rocznicę znowu będzie mi dane stanąć na starcie tego biegu. Zwłaszcza, że wygrana kategorii zobowiązuje podwójnie…

2022.07.23 Kotuń 5km (trial): III BIEG PAMIĘCI W 78 ROCZNICĘ AKCJI BURZA – 24:58

Zdjęcia: Nomad Foto Studio / Zabłąkany Aparat / A. Biernacka


Oceń ten wpis

Ile gwiazdek przyznajesz?

Średnia ocena 5 / 5. Ilość głosów: 10

Brak głosów! Bądź pierwszym oceniającym.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *