Dla Gabrysi

      To niewątpliwie jedna z najjaśniejszych stron biegania. Społeczność biegaczy to środowisko wyjątkowo życzliwe, zawsze gotowe do jednoczenia się w obliczu ludzkiej tragedii i chętne do niesienia pomocy tym, którzy w danym momencie tej pomocy akurat potrzebują. Przekonuje się o tym odkąd zacząłem biegać. Tym razem wszystkie okoliczne siedleckie i podsiedleckie grupy biegowe, a także biegacze indywidualni i inni ludzie dobrej woli połączyli siły by pomóc dziesięcioletniej Gabrysi, która w pażdzierniku została potrącona przez samochód, doznała poważnego urazu głowy oraz płuc. Uszkodzony został pień mózgu oraz lewa półkula mózgu. Przez pierwsze dni za Gabrysię oddychał respirator, a Ona walczyła o życie. Na tym etapie tą walkę wygrała, ale Jej droga do zdrowia i sprawności jest niestety długotrwała i bardzo kosztowna. Cieszę się i jestem dumny, że jestem także malutką częścią tej społeczności. To duża radość, ale też ogromne zobowiązanie. O samym biegu i jego okolicznościach nie będę się tym razem rozpisywał, bo w tym wypadku to nie ma większego znaczenia. Gdyby ktoś chciał poznać historię Gabrysi i Jej pomóc zapraszam do linka: Zrzutka dla Gabrysi

2018.12.08 Siedlce 5km: MIKOŁAJKOWY CHARYTATYWNY BIEG DLA GABRYSI – 22:26


Więcej zdjęć z biegu:

 


Prawie Górski po raz czwarty

  Jeśli jest coś z czym mi się biegowo kojarzy miesiąc październik to niewątpliwie jest to siedlecki Bieg Prawie Górski. To już piata edycja tych zawodów, a ja stanąłem na starcie po raz czwarty. Zabrakło mnie jedynie za pierwszym razem w 2014 roku. Jak już wspominałem przy okazji poprzednich wspisów ten bieg to taka mała namiastka górskiego biegania na mazowieckiej ziemii. Dziesięć kilometrów po lesie i piachu, z czego 1488 metrów pod górkę, a zbiegi takie, że nogi można pogubić. Naprawdę daje w kość, ale zabawa jest przednia, a do tego wspaniałe spotkanie towarzyskie. Pogoda w tym roku wyjątkowo dopisała. Niby połowa pażdziernika, a było po prostu pieknie: ciepło i słonecznie. Ja tym razem potraktowałem ten bieg raczej ulgowo.  Czas nie miał więc dla mnie tym razem większego znaczenia, bardziej liczyło się spotkanie z wieloma biegowymi przyjaciółmi, ale mimo to nie wyszło najgorzej.

2018.10.12 Siedlce 10km: V BIEG PRAWIE GÓRSKI – 52:15


Więcej zdjęć z biegu:

 


Integracyjnie z Olimpią

      Kolejne zawody, na których przyszło mi stanąć to I Międzysołecki Bieg Integracyjny z okazji powstania stowarzyszenia Klubu Sportowego Olimpia Rakowiec organizowanego przez członków tegoż stowarzyszenia, a także moich przyjaciół ze Stowarzyszenia Działamy Pomagamy – Skórzec i Klubu Aktywnych Parkrun Skórzec. Bieg miał charakter raczej kameralny. Na starcie stanęło jedynie 22 zawodników. Asfaltowa około trzykilometrowa trasa wiodła przez miejscowości Rakowiec oraz Żelków Kolonia. W zasadzie już na starcie było  wiadomo, że dwa pierwsze miejsca są zarezerwowane dla Tomka i Rafała, którzy biegają ode mnie zdecydowanie szybciej. Natomiast wydawało mi się, że mogę powalczyć o miejsce trzecie i to był mój cel na ten bieg. Tak jak można było przypuszczać dość szybko ukształtowała się czołówka. Od Rafała i Tomka dzielił mnie jeszcze jeden nieznany mi wcześniej zawodnik. Mimo prób nie udawało mi się do Niego zbliżyć. Pozostało mieć nadzieję, że może zabraknie mu sił na końcówce. Tak się jednak nie stało. Przeciwnie, im było bliżej do mety, tym moja strata stawała się coraz większa. Ostatecznie dobiegłem do mety około 30 sekund za Nim, a na ostatnich metrach musiałem jescze odpierać atak młodego chłopaka ze klubu Olimpia Rakowiec. Nie był jednak w stanie mnie wyprzedzić i do mety dobiegłem na chyba najmniej lubianym czwartym miejscu. Nie ukrywam, że czułem małe rozczarowanie, no ale cóż… nic więcej dzisiaj zrobić nie mogłem i na nic więcej nie było mnie dzisiaj stać. Po biegu na wszystkich uczestników czekało ognisko i pieczona kiełbaska. Fajna atmosfera i miło spędzony czas pozwoliły zapomnieć o rozczarowaniu.

2018.09.29 Rakowiec  3km: I BIEG MIĘDZYSOŁECKI – 12:47


Więcej zdjęć z biegu:

 


Dożynki

      Kolejne zawody na starcie których przyszło mi stanąć to I Otwarte Mistrzostwa Gminy Skórzec w Biegach Przełajowych. Trzeba przyznać, że nazwa brzmiała bardzo prestiżowo, choć to raczej nie to zdecydowało, że postanowiłem w tym biegu wystartować, a raczej fakt, że były one organizowane przez moich przyjaciół z Klubu Aktywnych Parkrun Skórzec. To co czekało na biegaczy, by spróbować zdobyć ten zaszczytny tytuł to około 6 kilometrów leśnymi i polnymi, piasczystymi drogami. Tradycyjnie już wybrałem się do Skórca rowerem tak więc w nogach już czułem trochę kilometrów. Zwłaszcza, że pogoda tego dnia była dość upalna. Trudno więc było oczekiwać spektakularnych rezultatów, no ale tak czy inaczej postanowiłem pobiec tyle, ile starczy sił. Tak też uczyniłem. Ostatecznie z rezultatem 27:56 udało mi się zająć 8 miejsce w klasyfikacji generalnej oraz ku wielkiej radości 2 miejsce w kategorii M30. Przegrałem tylko z kolega Jackiem, za którym zresztą znaczną część dystansu biegłem, aż w końcu mnie zgubił kilkaset metrów przed metą. Ostatni odcinek minął mi pod kątem zaciętej walki z jednym z zawodników. Wiedziałem, że miejsce które zajmuję będzie być może na pograniczu podium w mojej kategorii, a nie wiedziałem do końca w jakiej kategorii jest mój rywal. Na wszelki wypadek postanowiłem więc powalczyć o to, aby go wyprzedzić. Nie udało się, był za mocny, ale okazało się, że był z kategorii dwudziestolatków, tak więc rezultat tej walki i tak nie miał żadnego wpływu na moje miejsce, ale mimo tego że była to walka ostatecznie przegrana i na metę przybiegłem za nim, to i tak dało mi to satysfakcję, że przynajmniej spróbowałem.

     No cóż… ranga zawodów zobowiązuje. Tak się złożyło, że tego dnia w Skórcu odbywały się dożynki, dlatego też dekoracja najlepszych zawodników była połączona z tym świętem.  Każdy z laureatów miał okazję stanąć na dużej scenię, odebrać nagrodę od tutejszych władz i być oklaskiwanym przez licznie zgromadzoną publiczność złożoną z mieszkańców Skórca i okolicznych wiosek. Rzadko mam taką możliwość, dlatego dało mi to dużo radości. Do domu zabieram miłe wspomnienia i dyplom wicemistrza gminy Skórzec w biegach przełajowych w kategorii trzydziestolatków… 

 

2018.09.02 Skórzec 6km (trial) : I OTWARTE MISTRZOSTWA GMINY SKÓRZEC W BIEGACH PRZEŁAJOWYCH – 27:56


Więcej zdjęć z biegu:

 


Totalne zaskoczenie

      To miał być jeden z trudniejszych półmaratonów w moim życiu, bo w zasadzie ogóle się pod tym kątem nie przygotowywałem. Ostatni raz taki dystans przebiegłem pół roku wcześniej w marcu w Limassol na Cyprze. Jeszcze wczoraj mocno zastanawiałem się czy w ogóle wystartować i czy uda mi się ten bieg ukończyć, bo dodatkowo we wtorek przypałętała się zupełnie absurdalna kontuzja. W środę miałem nawet problemy z normalnym chodzeniem. Ostatecznie postanowiłem stanąć na starcie z zamiarem spróbowania złamania godziny i pięćdziesieciu minut.

      W czasie biegu na szczęście uraz bardzo nie przeszkadzał, a i forma okazała sie nie być wcale taka najgorsza. Biegło się w miarę dobrze. Sprzyjała też na pewno pogoda. W przeszłości bywało, że Bieg Jacka odbywał się zarówno w upale, jak i w zimnym deszczu. Tym razem można powiedzieć pogoda do biegania była wręcz idealna. Postanowiłem przebiec ten bieg bez kontroli czasu. Mój plan zakładał  wystartowanie przed pacemekerem, a w momencie gdy mnie dogoni po prostu podłączenie się pod niego i dotarcie razem do mety.  Mniej więcej do 19 kilometra mój bieg wyglądał właśnie w ten sposób. W zasadzie cały czas mobilizowałem się czując i widząc kątem oka jak się do mnie zbliża pacemaker i odpierając kolejne ataki najpierw z kolegą Jackiem, potem już sam. Gdy zaczynało powoli brakować sił, na mniej więcej dwa kilometry przed metą w końcu mnie minął i nie miałem już wystarczajaco energii i determinacji by poraz kolejny podjąć walkę i znowu przyspieszyć okazało się, że to nie był pacemaker na 1:50, tak jak cały bieg mi się wydawało, ale na 1:45. Uśmiechnąłem się sam do siebie w głębi serca i wiedząc już ze mam spory zapas czasu względem swojego planu spokojnie dotarłem do mety. Ostatecznie wyszło 1:45:09. Gorzej od życiówki, ale dużo powyżej oczekiwań. Fajny bieg, pogoda do biegania idealna, świetna atmosfera jak zwykle i wiele znajomych twarzy i miłych spotkań. Cóż więcej trzeba…

2018.08.26 Siedlce Półmaraton: IX BIEG SIEDLECKIEGO JACKA – 1:45:09


Więcej zdjęć z biegu:


Siedlecka Liga Biegowa

      Kolejne zawody, na których starcie przyszło mi stanąć to Siedlecka Liga Biegowa organizowana przez chłopaków z klubu sportowego Feniks. To co na pewno zachęcało do startu w tej imprezie to przede wszystkim miejsce rozgrywania, czyli siedlecki stadion lekkoatletyczny. Mimo, że biegam już ładnych parę lat to nie licząc finiszów różnych biegów to do tej pory chyba pierwszy raz, gdy miałem możliwość pobiec oficjalne zawody na lekkoatletycznej bieżni i było to dość ciekawe doświadczenie. Również formuła tej imprezy była dość oryginalna i rzadko spotykana. Zawody składały się z 5 etapów rozłożonych w czasie na przestrzeni dwóch miesięcy, a na każdym z nich były organizowane biegi na trzech dystansach: 1500 metrów, 3000 metrów oraz 5000 metrów. Aby ukończyć zawody i zostać sklasyfikowanym należało zaliczyć wszystkie trzy dystanse. Kolejność wyboru dystansu była dowolna i zależała od uczestnika. Można też było próbować poprawiać wcześniej osiągnięte wyniki z jednym zastrzeżeniem – na jednym etapie można pobiec tylko jeden dystans.

      Ja swoje uczestnictwo zacząłem od drugiego etapu w niedzielę 15 lipca i dystansu 5000 metrów. Trzeba przyznać, że nie trafiłem z pogodą, bo rano tuż przed startem rozpętała sie prawdziwa ulewa. Podobno jednak nie ma złej pogody tylko słabe charaktery, tak więc nawet przez chwilę nie zastanawiałem się na czy na pewno biec i wystartowałem. Zwłaszcza, że nieukończenie żadnego dystansu na kolejnym, drugim już etapie powodowało, że ograniczałem sobie całkowicie pole manewru i nie mógłbym już sobie pozwolić by nie stanać na którymś z trzech pozostałych do końca etapów. W trakcie biegu przestało padać i wyszło nawet trochę słońce, choć muszę przyznać, że biegło się i tak dość ciężko ze względu na zalegające na bieżni kałuże. Niewatpliwie miało to wpływ na mój wynik.


      Na trzecim etapie tydzień później postanowiłem zmierzyć się z dystansem 3000 metrów. Tym razem na deszcz nie można było narzekać. Można było za to narzekać na upał. Rzeczywiście było dość gorąco, ale z osiągniętego czasu (12:30:60) byłem generalnie zadowolony. Pozostał mi do zaliczenia jedynie najkrótszy dystans 1500m na czwartym etapie, który miał miejsce dwa tygodnie później, to jest 5 sierpnia. Podobnie jak przed drugim etapem, tak i tym razem trochę popadało. Z jednej strony po deszczu lepiej sie oddychało, z drugiej strony było trochę ślisko i zalegała woda. Półtora kilometra przebiegłem w czasie 5:51:66. Tak rzadko biegam tak krótkie dystanse, że nawet nie znam zakresu swoich możliwości. Pozostało mi więc przyjąć ten wynik jako satysfakcjonujący, zwłaszcza, że dałem z siebie tyle ile mogłem. Po tym etapie miałem już zaliczone wszystkie trzy dystanse i mogłem odebrać pamiątkową statuetkę za ukończenie zawodów.  Postanowiłem jednak wybrać sie także na piąte finałowe spotkanie 19 sierpnia i spróbować poprawić jeszcze wynik z drugiego etapu na 5000 metrów. Generalnie nie miało to juz większego znaczenia w kontekście klasyfikacji natomiast miałem w pamięci w jakich warunkach przyszło mi wówczas biegać i wiedziałem, że stać mnie na więcej przy normalnej pogodzie. Dlatego też przede wszystkim dla własnej satysfakcji postanowiłem poprawić ten wynik. Udowodniłem sobie, że miałem rację, bo mimo słońca pobieglem 20 sekund szybciej i całą tegoroczną Siedlecka Ligę Biegowa mogłem zamknąc pozytywnym akcentem. Generalnie bardzo ciekawa i fajna impreza, czekam na kolejne edycje.


2018.07.15 Siedlce 5km: SIEDLECKA LIGA BIEGOWA RUNDA 2 – 21:56:95
2018.07.22 Siedlce 3km: SIEDLECKA LIGA BIEGOWA RUNDA 3 – 12:30:60
2018.08.05 Siedlce 1,5km: SIEDLECKA LIGA BIEGOWA RUNDA 4 – 5:51:66
2018.08.19 Siedlce 5km: SIEDLECKA LIGA BIEGOWA RUNDA 5 – 21:36:26

 


Inaczej, niż zwykle

      Jest kilka rzeczy, z którymi mi się kojarzy bieg w Platerowie. Oczywiście wśród tych rzeczy mógłbym wymienić świetną niepowtarzalną atmosferę. Natomiast poza tym, że jest tam zawsze bardzo miło to tak się składało, że wszystkie moje dotychczasowe starty w Platerowie były połączone z wyprawami rowerowymi po Podlasiu. Za każdym razem jadąc tu zabierałem do pociągu ze sobą rower i dzięki temu miałem okazję odkrywać te piękne, a nie zawsze powszechnie znane rejony naszego kraju. W tym roku raczej nie planowałem startu w Platerowie, głównie ze względu na zmianę godziny rozpoczęcia imprezy. Zazwyczaj było to koło południa, tym razem bieg był rozgrywany zdecydowanie później. Gdyby nie fakt, że klub do którego należę, czyli Yulo Run Team Siedlce wybierał się tam w dość dużym gronie, a oprócz tego znalazło się dla mnie miejsce w samochodzie to pewnie bym sobie odpuścił i w tym roku by mnie tam zabrakło, ale w takiej sytuacji postanowiłem dołączyć do kolegów.

      Zdecydowanie  była to dobra decyzja. Przesunięcie godziny startu na późne popołudnie sprawiło, że organizatorom udało się uniknąć dużego upału, który zawsze towarzyszył zmaganiom biegaczy. Dodatkowo już w trakie zawodów zaczął padać mały deszcz, co w połączeniu z w miarę ciepłym powietrzem zwiastowało dobry rezultat. I rzeczywiście. W zasadzie od samego początku biegło mi się naprawdę dobrze.  Po  pewnym czasie  dołączył do mnie kolega Jacek i przez pewien odcinek trasy biegliśmy razem dopingując i mobilizując się nawzajem. Mniej więcej półtora, może dwa kilometry przed metą czułem, że tempo dla mnie staje sie zbyt szybkie. Dałem więc znak Jackowi by nie oglądał sie na mnie i biegł dalej swoim rytmem. I tak sie stało. Do mety dotarłem jakieś trzydzieści sekund za Jackiem z czasem 46:11,  co jest moim drugim wynikiem w życiu. Szybciej udało mi się pobiec jedynie w 2015 roku na Biegu Oshee (45:59). Osiągnięty rezultat był dla mnie ogromnym zaskoczeniem, bo po pierwsze nie czułem się być w jakiejś wyjątkowo dobrej formie, po drugie nie biegłem na swoje sto procent.  Żałowałem nawet trochę, że nie zdecydowałem się w czasie rywalizacji kontrolować na bieżąco czas, bo myślę, że gdybym miał pełną świadomość jak wygląda moje tempo to mój rekord z 2015 roku byłby dziś zagrożony, Nie mniej taki wynik bardzo mnie ucieszył, a dodatkowo jako Yulo Run Team Siedlce wygraliśmy klasyfikację drużynową. No cóż.. znowu z Platerowa zabieram bardzo miłe wspomnienia.  

Zdjęcia: Paweł Pietruczanis

2018.06.23 Platerów 10km: 9 BIEGIEM PRZEZ PLATERÓW – PODLASKA DYCHA – 46:16


Więcej zdjęć z biegu:

 


Dwie pieczenie na jednym ogniu

      Nigdy nie miałem talentu do biegania… Baaa! Bardzo długo nie miałem nawet zamiłowania do biegania i dopiero po trzydziestce rozpoczęła się moja przygoda z tą dyscypliną sportu. Nic więc dziwnego, że sukcesy, na które mogę liczyć to jedynie poprawianie własnych osiągnieć i czerpanie satysfakcji z uczestnictwa w zawodach i własnych postępów. Jest jednak impreza na której zdarzyło mi się stanąć na podium, a konkretnie na najniższym jego stopniu w kategorii trzydziestolatków. Była to impreza Skórzec Biega, w ramach akcji Polska Biega w 2017 roku. Taki sukces zobowiązuje więc abstrahując już od tego, że i tak pewnie bym wystartował ze względu na miłą atmosferę i wielu znajomych, których oczekiwałem tutaj spotkać należało ten start potraktować jako obowiązek. W końcu broniłem trzeciego miejsca w kategorii

      Na powtórzenie zeszłorocznego sukcesu nie było jednak co liczyć, bo forma nie ta. Ponadto tradycyjnie do Skórca wybrałem sie rowerem , to ponad 16 kilometrów w jedną stronę, a poza tym korzystajac z okazji, że jestem w tej miejsowości postanowiłem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i wcześniej zaliczyć także 25 edycję skórzeckigo parkrunu. Pobieglem go raczej na pewnym luzie, ale biorąc pod uwagę upalną pogodę też musiało mieć to wpływ na dyspozycję i za pewne miało. W tym roku osiagniąty czas na tej trochę ponad trzykilometrowej trasie był gorszy o 40 sekund i o podium nie mogło być oczywiście mowy. Nie mniej jednak tak jak wspomniałem liczyłem się z tym od samego początku, nie było to dla mnie zaskoczenie i nie to było to dziś dla mnie najważniejsze. W zamian dostałem miło spędzony czas w gronie licznych znajomych.

2018.06.09 Skórzec 3km: SKÓRZEC BIEGA – 14:29

 

 


Szczęśliwa trzynastka

      Trzynastka wcale nie musi być pechowa. Udawadniamy to już drugi raz z rzędu. Dokładnie rok temu 13 maja na 13 Ekidenie jako Nielsen Polska wybiegaliśmy znakomite 4 miejsce w Mistrzostwach Polski Sztafet Firmowych. Lepsi od nas byli tylko Agencja Mienia Wojskowego, RK Athletics Roberta Korzeniowskiego oraz Cisowianka. W klasyfikacji Open było to miejsce 15. Na nasz sukces złożyły sie także dwa trzecie miejsca w klasyfikacjach dodatkowych Firma Przyjazna Bieganiu: Najbardziej Rozbiegana Firma, gdzie liczyła się liczba wystawionych drużyn oraz Najszybsza Firma. W tym roku 13 maja był dla nas równie szczęśliwy, bo tego dnia nastąpiły ostateczne rozstrzygnięcia w tegorocznej edycji Ekidena i znowu było nam dane cieszyć się z sukcesu. Na ten sukces tym razem złożyło się ponownie 4 miejsce w Mistrzostwach Sztafet Firmowych (tym razem za Agenacją Mienia Wojskowego, Accenture oraz Publicis Media Runners) oraz 19 miejsce w klasyfikacji Open, a pobiegło w sumie 780 drużyn. Podobnie jak rok temu dorzuciliśmy do tego dwa razy podium w klasyfikacjach dodatkowych Firma Przyjazna Bieganiu : Najbardziej Rozbiegana Firma (za Instytutem Lotnictwa i Zakładami Tłuszczowymi Kruszwica) oraz Najszybsza Firma (za PKO Bank Polski, a przed Allior Running Team).

      To już stało się tradycją, że koniec jednego Ekidena rozpoczyna roczny okres niecierpliwego oczekiwania na kolejna edycję i jak co roku towarzyszą temu głód sukcesu i myślenie o upragnionym podium w klasyfikacji Mistrzostw Sztafet Firmowych. Jesteśmy świadomi potencjału, którym dysponujemy i wiemy, że stać nas na to by walczyć z najlepszymi, a jednocześnie zawsze brakuje tych kilku minut, zawsze wyskakuje ktoś, komu poza znanymi już nam głównymi rywalami udaje sie pobiec od nas szybciej. Mieliśmy nadzieję, że może w tym roku będzie inaczej. Wystawilismy w sumie 8 drużyn, co z automatu stawiało nas w gronie faworytów do statuetki dla Najbardziej Rozbieganej Firmy. Trzeba było tylko trzymać kciuki za to, by wszystkie nasze drużyny ukończyły swój bieg i osiągnęły metę. Oczywiście wszystkie oczy najbardziej były skierowane na start naszej najmocniejszej ekipy, która jako jedyna poza tym, że się miała się dobrze bawić to otrzymała też poważne zadanie do zrealizowania, a konkretnie dać z siebie 100% i walczyć o jak najwyższe lokaty. Skład bardzo zbliżony do tego, który reprezentował nas w zeszłym roku i uzyskał tak dobry rezultat. Nie mogło tam zabraknąć Andrzeja. Lata mijają, jedni przychodza, inni z firmy odchodzą, a Andrzej i tak jest u nas najszybszy. Zabrakło natomiast tym razem naszej najszybszej kobiety Asi, która na pewien czas musiała zawiesić buty do biegania na przysłowionym kołku i skupić się na swojej nowej roli mamy. Asię zastąpiła Ewa, a skład uzupełnili podobnie jak rok wcześniej Ola, Mikołaj oraz Bartek. Zupełnie nową twarzą tej drużny był Yvan.

         Ja pobiegłem w drużynie Nielsen Polska III z Matueszem, Lidią, Martą, Kasią i Michałem. Początkowo plan byl taki, że wystartuję na 10km. Niestety problemy z dotarciem na start Mateusza sprawiły, że musieliśmy przeorganizować naszą drużynę i ostatecznie pobiegłem jako pierwszy, czyli 7 km i 200 metrów uzyskując czas 33 minuty i 33 sekundy. W najlepszej drużynie pierwszą zmianę rozpoczął Bartek i pobiegł bardzo mocno. Gdyby udało się utrzymać pozostałym naszym zawodnikom takie tempo, to na mecie osiągnelibyśmy czas w okolicach 2 godzin 48 minut, co byłoby naszym najlepszym wynikiem w historii wszystkich startów i dawało realne szanse by myślec o podium. Potem pałeczkę przejął Andrzej utrzymując cały czas tak mocne tempo. Niewiele wolniej pobiegł Mikołaj i nadal to był bieg na nasz najlepszy wynik w historii naszych startów. Przed nami jednak były piątki, na których znając możliwości naszych zawodniczek i zawodników spodziewaliśmy się trochę gorszych rezultatów. Ola, Ewa i Yvan dali z siebie tyle, ile mogli i tyle na ile było Ich stać. Ostatecznie nasz czas to trochę ponad 2 godziny i 52 minuty.

    Po pierwszej turze znajdowaliśmy się na drugim miejscu. Przegrywaliśmy jedynie z zawodowymi żołnierzami z Agencji Mienia Wojskowego. Po drugiej popołudniowej turze spadliśmy zgodnie z przewidywnaiami na miejsce trzecie, gdyż wyprzedził nas nasz wieczny rywal Accenture. Wszystko miało więc się rozstrzygnąć w niedziele rano podczas trzeciej tury, ale wielkich nadziei na utrzymanie podium już raczej nie mieliśmy, gdyż jedną z drużyn tam startujących miał być RK Athletics Roberta Korzeniowskiego, choć tym razem Pan Robert nie zasilił osobiście swojej drużyny. Niestety z powodu kontuzji jednego z zawodników drużyna ta musiała się wycofać w trakcie biegu, co sprawiło, że przez chwilę pojawiła się iskierka nadziei na utrzymanie przez nas trzeciego miejsca. Niestety tak, jak rok wcześniej Cisowianka, tak w tym roku pojawiła się niespodziewanie drużyna (Publicis Media Runners), która pobiegła od nas szybciej i tak, jak przed rokiem musieliśmy się zadowolić jedynie czwartym miejscem, a na pocieszenie pozostały nam statuetki dla Firm Przyjaznych Bieganiu. No cóz.. Pewien niedosyt oczywiście był, bo już od kilku lat odbijamy się od tego trzeciego miejsca, jak od ściany, ale z drugiej strony biorąc pod uwagę ilość startujących drużyn, ogromną konkurencję nie można nie doceniać i nie szanować tego miejsca. Na pewno nie możemy powiedzieć, że trzynasty był dla nas pechowy. Wręcz przeciwnie…

MISTRZOSTWA POLSKI SZTAFET FIRMOWYCH
1. AGENCJA MIENIA WOJSKOWEGO#6 - 02:35:22
2. ACCENTURE TEAM ONE - 02:48:17
3. PUBLICIS MEDIA RUNNERS - 02:48:45
4. NIELSEN POLSKA I - 02:52:23
5. GOGGLE CLOUD RUNNERS - 02:52:53
6. KLUB BIEGACZA RTV EURO-AGD - 02:57:01
FIRMA PRZYJAZNA BIEGANIU - NAJBARDZIEJ ROZBIEGANA FIRMA
1. INSTYTUT LOTNICTWA - 10 drużyn
2. ZAKŁADY TŁUSZCZOWE KRUSZWICA - 8 drużyn
3. NIELSEN POLSKA - 7 drużyn
FIRMA PRZYJAZNA BIEGANIU - NAJSZYBSZA FIRMA
1. PKO BANK POLSKI - 02:45:48
2. NIELSEN POLSKA I - 02:52:23
3. ALIOR RUNNING TEAM - 02:58:50

2018.05.12 Warszawa Sztafeta Maratońska XIV EKIDEN – NIELSEN POLSKA III –   3:45:46 (moje 7,2km 33:33)


Więcej zdjęć z biegu:

Ucieczka przed powrotem zimy

      W telewizji już od kilku dni meteorolodzy trąbili o nagłym powrocie zimy i zima rzeczywiście wróciła. W sumie to dopiero połowa marca więc o tej porze roku śnieg, czy mróz to nic takiego nadzwyczajnego, ale ja zdecydowanie wolę słońce i lato, a wydawało się, że wiosna zagościła już na dobre. Nie cieszą mnie więc raczej tego typu sytuacje. Na szczęście już od kilku miesięcy w tych dniach miałem zaplanowany wyjazd na półmaraton w miejscu, gdzie zimy w zasadzie nie ma wcale. Dlatego za polską zimę w tym roku już serdecznie dziękuję, nie jestem zainteresowany. Zamiast śniegu wybieram plażę, zamiast -5 wolę +25 w słonecznym mieście Limassol na Cyprze.

      Zanim rozpocząłem swoją wielką ucieczkę zaczęło się dość niefortunnie, bo nagły powrót zimy zaskoczył nie tylko mnie, ale i polskie koleje. Niewiele brakowało, abym spóźnił się na samolot. Na szczęście udało się wybrnąć z tej sytuacji obronną ręką. Niewątpliwie pomógł fakt, że samolot również był opóźniony, dokładnie z tego samego powodu. Zazwyczaj podróżuję sam, ma to swoje dobre strony. Jestem wtedy zupełnie od nikogo niezależny, sam decyduję co robię, gdzie idę i kiedy, ale zdarzają się wyjazdy, że mam towarzystwo. Zaletą takich wyjazdów jest to, że jest weselej i pewnie trochę ciekawiej. Tym razem wygrała kombinacja obu opcji. Mówiąc krótko wyjazd miałem zaplanowany trochę niezależnie i po swojemu, ale przez znaczną część czasu spędzonego na Cyprze towarzyszyć mi mieli przyjaciele biegowi z drużyny Zmęczeni na Starcie Dobiegniew, czyli Tomek, Iwona, Sandra i Grzegorz. Poznaliśmy niemalże dokładnie rok wcześniej podczas wyjazdu na półmaraton na Malcie. Przywiozłem wówczas ze sobą wspaniałe wspomnienia. Z Tomkiem miałem przyjemność wyjechać i pobiec razem w lutym tego roku także półmaraton w Marrakeszu.

      Na lotnisku w Larnace wylądowaliśmy późno w nocy. Szybko udało się namierzyć jakąś taksówkę i ruszyliśmy w drogę do Limassol. Oba miasta dzieli mniej więcej 70 kilometrów. Ja na tą noc nie miałem zarezerwowanego noclegu. Uznałem, że nie ma sensu skoro na miejscu będziemy w zasadzie wcześnie nad ranem. Zamiast tego zrobiłem sobie nocny spacer promenadą wzdłuż plaż, a potem spocząłem na molo i miałem przyjemność oglądać chyba jeden z najpiękniejszych wschodów słońca jakie do tej pory widziałem. Spędziłem tam trochę czasu, a gdy życie w Limassol w ten sobotni poranek zaczęło się w końcu budzić na dobre udałem się do położonego nieopodal swojego hostelu, gdzie miałem zamieszkać przez najbliższe dwa dni. Zostawiłem tylko rzeczy, przebrałem się i skierowałem się w stronę portu, gdzie było zlokalizowane miasteczko biegowe. Odebrałem pakiet startowy, zrobiłem kilka zdjęć i rozpocząłem odkrywanie Limassol.

      Zanim podzielę się wrażeniami z tej podróży, warto powiedzieć kilka słów o tym mieście. Położone nad malowniczą Zatoką Akrotiri Limassol jest drugim co do wielkości miastem na Cyprze, wyspie gdzie kiedyś przecinały się drogi kupców trzech kontynentów, a która dziś ze swoją średnią roczną temperatura wynoszącą 25 stopni i ponad 300 słonecznymi dniami  w roku przyciąga uciekających przed zimą turystów, takich, jak ja. Niewątpliwym atutem są długie i czyste plaże. Niemal wszędzie w mieście znajdują się piwnice win i małe sklepy, gdzie można kupić lokalne owoce.  Limassol wyróżnia się żywą kulturą świętowania. Festiwale win i inne imprezy odbywają się tu regularnie i przyciągają tłumy. Mimo, że historia miasta sięga Bizancjum to jednak zwykle nie jest ono kojarzone z zabytkową architekturą. Jest to efekt trzęsień ziemi i licznych najazdów, które sprawiły, że znaczna część historycznej zabudowy nie dotrwała do naszych czasów. Stare miasto wciąż jednak pamięta nawet templariuszy. 

      Swoją podróż po Limassol rozpocząłem od odnalezienia katedry Agia Napa, która został zbudowana  na przełomie XIX i XX wieku na ruinach starszej, mniejszej cerkwi bizantyjskiej. Według tradycji kościół zawdzięcza swoją nazwę ikonie Matki Boskiej, która została znaleziona na polanie (z łac. “napa”) i dlatego to właśnie Jej jest poświęcony. Idąc dalej dotarłem do ulicy Zik-Zak. Ta malownicza aleja, która przecina centrum miasta znana jest głównie jako miejsce spędzania wolnego czasu. Tak naprawdę to jednak zdecydowanie coś więcej. Wyznacza ona bowiem miejsce, gdzie krzyżują się różne kultury i gdzie odnajdujemy wiele zabytków z przeszłości miasta. Jednym z nich jest niewątpliwie zwieńczony charakterystycznym minaretem Wielki Meczet. Ta wzniesiona w XVI wieku na bazie łacińskiej świątyni podczas osmańskiej dominacji budowla była pierwszym meczetem używanym w Limassol na potrzeby religijne Osmanów. Jego położenie w pobliżu Starego Portu w Limassol nie było przypadkowe. Służyło bowiem mieszkańcom okolicznych wsi, którzy przyjeżdżali autobusami na Plac Zamkowy na modlitwę, a z drugiej strony różnym podróżnikom i kupcom. którzy przybywali do portu i także szli do świątyni, by oddawać cześć Allahowi. Niewątpliwie jest to jedna z najważniejszych pozostałości po dominacji osmańskiej ciesząca się dużym zainteresowaniem zarówno mieszkańców, jak i turystów, którzy codziennie odwiedzają tę okolicę.

      Wspaniałą atrakcją Limassol jest też położony w pobliżu Starego Portu zamek, w którym znany przede wszystkim z filmów o Robinie Hoodzie angielski król Ryszard Lwie Serce pod koniec XII wieku poślubił księżniczkę Beregarię.  Dziś  wygląda on już jednak trochę inaczej, gdyż czterysta lat później został zdobyty i przebudowany przez Osmanów. Do 1940 roku mieściło się tu więzienie. Obecnie jest to Muzeum Średniowiecznego Cypru. Po jakimś czasie wróciłem w okolice Mariny. Mówi się, że to jeden z najpiękniejszych portów na Cyprze. Warto go odwiedzić zwłaszcza przed zachodem słońca. W tym świetle bowiem zarówno nadmorskie kafejki, jak i zacumowane w porcie jachty prezentują się najbardziej okazale. Niewiele dalej znajduje się obsadzona eukaliptusami promenada. Na kimś kto przybywa z naszej części Europy tego typu roślinność zawsze robi wrażenie. Krótki spacer promenadą zakończył powrót  do hostelu.  Chwila odpoczynku, prysznic i wróciłem do portu, gdzie w sobotnie popołudnie było zorganizowane Pasta Party i gdzie byłem umówiony z przyjaciółmi z Dobiegniewa. Zajadając się pysznym makaronem mogliśmy porozmawiać i wymienić pierwsze wrażenia.

      Początek biegu zaplanowano na 7:30 w okolicach portu. Przyzwyczaiłem się już, że w tym rejonie Europy upał i palące słońce wymusza na organizatorach start bardzo wcześnie rano. Wśród uczestników sporo Polaków.  Na liście startowej maratonu 32 osoby, wśród półmaratończyków 18 Polaków wliczając w to mnie, przyjaciół z Dobiegniewa oraz Jarka i Roberta, których też miałem przyjemność poznać rok wcześniej na Malcie, a tu nasze ścieżki znowu się skrzyżowały. Trasa biegu wiodła promenadą wzdłuż morza. Po pokonaniu połowy dystansu miała nastąpić nawrotka i powrót do portu. Specjalnych oczekiwań co do wyniku nie miałem. Trudno się biega w takich warunkach atmosferycznych, zwłaszcza po całym dniu zwiedzania. Liczyłem jednak, że uda się złamać godzinę i pięćdziesiąt minut.  Pierwsze pięć kilometrów pozwalało o tym realnie myśleć. Jednakże z każdym kolejnym kilometrem, gdy słońce było coraz wyżej było o to coraz trudniej. Na drugim pomiarze ustalonym gdzieś w połowie dystansu zegarek zatrzymał się okolicach 53:12. Stało się więc jasne, że pobiec tak jak sobie założyłem łatwo nie będzie.  Na kolejnej piątce tempo jeszcze spadło. Ostatnie kilometry to już nie tylko palące słońce, ale i wiatr i muszę przyznać, że każdy z nich był sporym wyzwaniem. Na metę dotarłem z czasem 1:52:09. Odpoczywając po biegu spotkałem Tomka, Sandrę, Iwonę i Grzegorza. Porozmawialiśmy chwilę, wymieniliśmy wrażenia z biegu, zrobiliśmy kilka wspólnych zdjęć i umówiliśmy się na popołudnie w Ich hotelu by spędzić trochę czasu razem spacerując promenadą wzdłuż tutejszych plaż.    

      Ostatni dzień pobytu na Cyprze to zdecydowanie wypoczynek. Postanowiłem spędzić trochę czasu na plaży. W samym mieście, a zwłaszcza w okolicach Limassol, podobnie jak na całym Cyprze znajdziemy jedne z najpiękniejszych plaż w Europie. Wiele z nich jest oznaczone błękitną flagą, czyli międzynarodową nagrodą w dziedzinie ekologii i ochrony środowiska, a która jest przyznawana jest plażom i marinom z uwagi na krystalicznie czystą wodę, porządek i małą ilość zanieczyszczeń. Po złapaniu porcji gorących promieni słonecznych, które będą mi musiały wystarczyć na najbliższych kilka miesięcy postanowiłem jeszcze trochę pospacerować po mieście i kupić trochę pamiątek. Niebawem natknąłem się na przyjaciół z Dobiegniewa i  ostatnie godziny na wyspie, aż do momentu, gdy trzeba było taksówką udać się na lotnisko postanowiłem spędzić już razem z Nimi. Jeszcze tylko długie oczekiwanie na lotnisku i powrót do domu. Samolot niestety dopiero późno w nocy.

      Na pewno po tym wyjeździe nie uda mi się uciec od porównań do Malty, którą miałem przyjemność odwiedzić niemalże dokładnie równo rok wcześniej, a z którego to wyjazdu wywiozłem cudowne wspomnienia. W końcu to ten sam kierunek, taki sam klimat i to samo towarzystwo i muszę przyznać, że mimo całego uroku to porównanie dla Limassol wypada dość blado. Na Malcie ogromne wrażenie zrobiła na mnie architektura i niesamowita różnorodność wyspy. Przemierzając uliczki wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie i ma się wrażenie, że odkrywa się zupełnie różne miejsca. Tutaj raczej wszystko jest do siebie podobne, a architektura raczej uboga. Pozostają więc głównie plaże, ale nie jest to to co mnie najbardziej przyciąga i robi na mnie największe wrażenie. Nie mniej wyjazd mogę uznać za bardzo udany. W końcu przecież udało się ukończyć kolejny półmaraton, w kolejnym kraju, a przy okazji nacieszyć się trochę słońcem i miło spędzić czas. Ucieczka przed zimą zakończona sukcesem.

2018.03.18 Limassol (Cypr) Półmaraton: XII OPAP LIMASSOL HALF MARATHON – 1:52:09


Więcej zdjęć z biegu:


Więcej zdjęć z Limassol: