Krajobraz po pandemii

      Tak się jakoś składało, że przez ostatnie lata rocznicę odzyskania niepodległości świętowałem na Biegu Niepodległościowym w podsiedleckiem Skórcu. Na pięc dotychczasowych edycji wystartowałem cztery razy.  Mam tam stosunkowo blisko, zawsze jest wielu znajomych, a i miła atmosfera zachęca do tego, aby tam wracać. Pandemia jednak wywróciła bieganie trochę do góry nogami. Przez ostatnie dwa lata mieliśmy rzeczywistość, której wcześniej nie znaliśmy. Wiele zawodów zostało zawieszonych, inne odbywały się jedynie w formie wirtualnej. Podobnie stało się ze skórzeckim biegiem, który nie odbył się, ani w 2020, ani w 2021 roku roku. Trzeba więc było poszukać jakiejś alternatywy.

      W sumie wielkiego dylematu nie miałem. Już od kilku lat miałem zaproszenie do Cegłowa, gdzie wójtem, jest mój bardzo bliski kolega z czasów studiów Marcin, który jako wójt także obejmuje patronatem honorowym ten bieg i również w nim startuje.  Zawsze jednak łatwiej i wygodniej było mi wybrać Skórzec. Teraz jednak, gdy w Skórcu biegu nie było sytuacja stała się już zgoła inna. Stwierdziłem więc, że to jest ten czas by zawitać do Cegłowa. Wybrałem się tam pociągiem. Ponieważ sam bieg odbywał się około 10 kilometrów od samego Cegłowa w malowniczym rezerwacie przyrody Jedlina postanowiłem zabrać ze sobą rower. Niewiele brakowało żebym się spóźnił na start, gdyż za bardzo zaufałem swojej intucij pojechałem nie tą drogą co trzeba. Musiałem się ładny kawałek wracać, ale ostatecznie udało się dotrzec na start. W nogach było już jednak prawie dwa razy więcej rowerowych kilometrów, niż planowałem.

      Mimo, że to już prawie połowa listopada biegaczom towarzyszyła piękna pogoda. Było stosunkowo ciepło, a na niebie dominowało słońce. Niestety poprzednie dni były dość deszczowe, dlatego na leśnej trasie zalegało sporo błota. Na biegaczy czekać miało symbolicznych 11 kilometrów. Zalożyłem więc sobie, że biorąc pod uwagę swoją nienajwyższą dyspozycję i dość trudną trasę taki dystans powinienem pokonać w jakieś 56 minut i taki był mój cel.

      Na starcie stanęło w sumie 114 zawodników. Przed wystrzałem startera wszyscy odśpiewali Mazurka Dąbrowskiego, a następnie wyruszli na trasę. Starałem sie nie zacząć zbyt szybko i biec stosunkowo równym tempem. Nie czułem większych kryzysów, a tempo było dużo wyższe niż to planowane na starcie. Gdy dystans za zegarku zbliżał się do 11 kilometrów, a mety nie było widać nawet w oddali zrozumiałem że trasa jest dłuższa niż te deklarowane  przez organizatora 11 kilometrów. Ostatecznie na mecie zegarek pokazał mi 11 kilometrów i 700 metrów oraz 55:58. Czyli  można powiedzieć, że prawie dokładnie taki czas, jak sobie założyłem natomiast trzeba wziąc pod uwage, że w tym czasie przebiegłem 700 metrów więcej, niż zakładałem. dało mi to zaszczytne 5 miejsce w kategorii czterdziestolatków, choć najlepsza piątka była poza moim zasięgiem. Mimo, że leśna trochę błotnista trasa była mocno wymagająca, to zegarek zmierzył mi najszybsze 5 i 10 km od półtora roku. Tak wiec po pandemicznej zapaści, czego chyba punktem kulminacyjnym był półmaraton w Platerowie forma rośnie i wracam znowu na wlasciwe tory…

2021.11.11 Cegłów 11,7km: IX CEGŁOWSKI BIEG NIEPODLEGŁOŚCI – 55:58


Po królewsku

      To, co się nie udało w Platerowie dwa tygodnie temu udało się w Krakowie. Ukończyłem właśnie swój dwudziesty drugi oficjalny półmaraton, a z wynikami wracam znowu poniżej 2 godzin i mam nadzieję zostać tam już jak najdłużej. No ale po kolei… To był zdecydowanie spontaniczny start. Nie planowałem go w ogóle i gdyby nie Platerów i to jak tam pobiegłem pewnie bym się w Krakowie w tym roku nie pojawił. Ale tak sie stało, jak się stało… Platerów poszedł mi tak jak poszedł…, czyli wcale i stał się swoistą silną motywacją do tego, aby koniecznie jeszcze w tym roku poszukać jakiegos półmaratonu “last minute”, podczas którego mógłbym zamknąć sezon jednak pozytywnym akcentem. O tej porze roku wielkiego wyboru już nie było, ale Cracovia Półmaraton Królewski wydawał się jak najbardziej ciekawym pomysłem.

      Do Krakowa wybrałem się pociągiem w sobotę rano. Na miejscu byłem więc stosunkowo wcześnie i miałem jeszcze pół dnia, aby pozwiedzać dawną stolicę Polski. Z dworca bez zbędnej zwłoki od razu skierowałem się w stronę Wawelu, czyli symbolu i wizytówki Krakowa. Trudno wyobrazić sobie wizytę w tym mieście bez udania się na wzgórze wawelskie, by choć przez chwilę rzucić okiem na dawną siedzibę władców Polski i Katedrę, w której znajdują się groby królów, wieszczów i bohaterów narodowych. Zanim jednak tam dotarłem miałem zaplanowanych kilka innych punktów. Po drodze minąłem Barbakan, czyli wysuniętą najbardziej na północ część fortyfikacji miejskich, troszkę dalej Pomnik Grunwaldzki wzniesiony w 1910 roku w 500 rocznicę zwycieskiej bitwy i Bramę Floriańską, czyli średniowieczną bramę z basztą stanowiącą pozostałości po murach miejskich. Po pewnym czasie dotarłem do rynku. Wytyczony w połowie XIII wieku, pełen gwaru i kolorów rynek to bez wątpienia jedna z największych atrakcji miasta. Przez cały rok przyciaga ogromne rzesze turystów. Na rynku zlokalizowane sa także inne atrakcje, czyli na przykład wybudowany w XIV i XV wieku Kościół Mariacki, jeden z największych i najważniejszy zaraz po Katedrze Wawelskiej kościół Krakowa oraz Sukiennice, czyli handlowy budynek, w którym w dawnych czasach znajdowały się kramy najczęściej z suknem (stąd nazwa). Na samym końcu wycieczki po Krakowie dotarłem  do najważniejszego celu, czyli Wawelu. To wielowiekowa siedziba królów i symbol polskiej państwowości. W 1930 roku Zamek stał się także jednym z najważniejszych muzeów w kraju, przechowującym cenny zespół obrazów, grafik, rzeźb, tkanin, wyrobów złotniczych, czy militariów. Z Wawelu skierowałem się już prosto do zlokalizowanego w pobliżu hostelu. Zostawiłem tylko rzeczy i tramwajem od razu wybrałem się w stronę hali sportowej Tauron Areny, gdzie zlokalizowane było expo biegu. Po odbiorze pakietu i kilku pamiątkowych zdjęciach wróciłem do hostelu, by trochę odpocząć po podróży i wycieczce po mieście.

      Następnego dnia rano start. Było dość ciepło i słonecznie. Czułem się generalnie dobrze, choć dokuczał trochę delikatny ból w prawej nodze, którego nie mogę się pozbyć już od pewnego czasu. Liczyłem jednak, że gdy bieg się zacznie to adrenalina zrobi swoje i zapomnę o bólu i rzeczywiście tak się stało. Trasa wiodła najbardziej atrakcyjnymi turystycznie miejscami w Krakowie. Mogłem więc jeszcze raz podziwiać wspaniałą krakowską architekturę i tutejsze zabytki. Pierwsze 5 kilometrów pokonałem w czasie 25:32, czyli średnio w tempie 5:07, druga piątka delikatnie wolniejsza. Czas po 10 kilometrach to 51:41 (średnie tempo 5:10). Każda kolejna piątka była troszkę wolniejsza. Być może wynikało to też trochę z faktu, że na tym etapie biegu było znacznie pod górkę. Dopiero na ostatnich kilometrach udało się trochę podkręcić tempo i ostatecznie do mety dotarłem z czasem 1:50:19. czyli dwanaście minut szybciej niż w Platerowie. Choć od tego biegu minęło raptem dwa tygodnie, progres jest ogromny i niewątpliwie mnie to ucieszyło. Można śmiało powiedzieć, że udało mi się w pełni zrehabilitować i mogę spokojnie zakończyc sezon półmaratoński 2021 .

      Życie czasami przynosi nam mniejsze lub większe niespodzianki. Jedną z nich, która mi się przytrafiła podczas powrotu z Krakowa była sytuacja, gdy siedzisz sobie z samego rana kompletnie zaspany w pociągu, nagle otwierają się drzwi, do przedziału wchodzi jeden z Twoich ulubionych youtuberów, a Ty przecierasz oczy ze zdziwienia i się zastanawiasz czy to, co widzisz to jeszcze sen, czy już jawa. “Roman fan Polszy” pochodzi z kraju, ktorego nie znajdziesz na mapie ponieważ położone między Ukrainą, a Mołdawią Naddniestrze nie jest uznawane przez żaden inny kraj na świecie. Zafascynowany Polską i Jej kulturą przy pomocy Youtuba, radia i książek nauczył się w zasadzie perfekcyjnie mówić po polsku, przeprowadził się do nas, a teraz prowadząc vloga opowiada o swoim kraju, o Polsce i swoich doświadczeniach z Nią zwiazanych, walczy z polskimi stereotypami, a co niektórych swoim obiektywnym spojrzeniem leczy z polskich kompleksów. Dzięki Roman za miłą podroż, rozmowę o Polsce, Naddniestrzu i wszystkim innym. Czas minął niewiadomo kiedy. 

2021.10.17 Kraków Półmaraton: 7 CRACOVIA PÓLMARATON KRÓLEWSKI – 1:50:19


Więcej zdjęć z biegu:


Więcej zdjęć z Krakowa:


Przeorany, czyli na przypale, albo wcale

      Generalnie w tym roku nie planowałem żadnych maratonów, ani półmaratonów. Niby przez cały czas trwania pandemii biegam, ale zdecydowanie na luzie i dużo krótsze dystanse. Dlatego też miałem zamiar odpuścić już sobie ten rok i w 2022 wkroczyć z nowymi pomysłami i motywacjami. Z drugiej strony żal mi było przerywać już ponad 8-letnią serię z przynajmniej jednym oficjalnym półmaratonem w roku. Tak więc, gdy tydzień temu dowiedziałem się, że w tym roku w Platerowie, gdzie zawsze chętnie goszczę ze względu na okazję do spotkania wielu znajomych i miłej atmosfery pojawi się także ten dystans postanowiłem jednak wystartować. Decyzja można powiedzieć zapadła Last Minute. Byłem kompletnie nieprzygotowany, bo w tym roku półmaraton treningowo przebiegłem raptem raz… tydzień temu. Dodatkowo w ostatnich dniach nadwyrężyłem sobie plecy i jeszcze wczoraj rano miałem ogromny problem z normalnym chodzeniem nie mówiąc już w ogóle o bieganiu. Dziś rano było tylko trochę lepiej. Wiedziałem więc, że łatwo nie będzie, a sukcesem będzie w ogóle ukończenie. Mimo wszystko liczyłem, że adrenalina pomoże zapomnieć o bolących plecach i uda się złamać chociaż te dwie godziny.

      Przez większość trasy wydawało się, że jest to zadanie jak najbardziej do zrealizowania. Niestety aktualna dyspozycja w połączeniu z bardzo trudną pagórkowatą trasą, której wcześniej nie znałem, pogodą która zaskoczyła, czyli gorącym słońcem i wiatrem sprawiły, że już około 18 kilometra wiedziałem, że nawet tego celu nie uda się dziś zrealizować. Ostatecznie mocno “przeorany” doczłapałem do mety z czasem 2:02:35, co jest moim najgorszym wynikiem ze wszystkich oficjalnych 21 półmaratonów, które do tej pory przez tych 8 lat ukończyłem, a od najlepszego wyniku gorzej o 21 minut. Słabo. Spory niedosyt (ale i motywacja na przyszlość) jest. Mimo wszystko nie żałuję decyzji o tym starcie, bo po pierwsze seria utrzymana, a po drugie jak zwykle w Platerowie było bardzo milo. Dodatkowo przypomniało mi to, że półmaraton to już nie przelewki. Biorąc pod uwagę wszelkie okoliczności wiem, że może być już tylko lepiej…

2021.10.03 Platerów Półmaraton: 10 BIEGIEM PRZEZ PLATEROW – 2:02:35

Zdjęcia:  Zabłąkany Aparat  / własne