W Poznaniu startowałem do tej pory trzy razy, każdy z tych biegów był szczególny i każdemu z nich towarzyszyły wyjątkowe emocje. Pierwszy był półmaraton w 2022 roku, gdy na fali swoich osobistych sukcesów w tamtym czasie postanowiłem w końcu rozprawić się z wynikiem godzina i czterdzieści minut. Udało się i do tej pory jest to mój najszybszy półmaraton w życiu (1:38:28). Całkiem prawdopodobnie, że już tak zostanie. Pół roku później był maraton, po którym dla odmiany wracałem do domu przegrany. Miała być życiówka. Mimo ciężkich, sumiennych treningów i formy nadzieję na sukces można było mieć jedynie do 35 kilometra. Potem był jeden wielki dramat i rozczarowanie. Trzeci start to wiosna 2024, gdy mimo kontuzji pojechałem do Poznania na swój 48 półmaraton w życiu tylko dlatego, aby ten w brazylijskim Rio mógł być pięćdziesiątym jubileuszowym. Doczłapałem wówczas do mety ledwo mieszcząc się w dwóch godzinach. W tym roku pojechałem do Poznania po raz czwarty, ale tym razem po raz pierwszy miało być bez większych emocji. Chciałem po prostu bez żadnej presji solidnie przebiec ten bieg, zaliczyć kolejny półmaraton i dobrze się bawić.
Do Poznania wybrałem się w sobotę. Już w pociągu dało się zauważyć, że znaczną część pasażerów stanowią biegacze. Tradycyjnie od razu po wyjściu z dworca udałem się do położonej tuż obok hali Międzynarodowych Targów Poznańskich, by odebrać pakiet startowy. Nie działo się w sumie nic ciekawego więc po odebraniu numeru startowego i po zrobieniu kilku pamiątkowych zdjęć opuściłem halę. Zwiedzania tym razem nie planowałem żadnego. Wszystko, co chciałem w Poznaniu zobaczyć już widziałem podczas poprzednich pobytów. Udałem się więc bezpośrednio do hostelu odpoczywać. Hostel wybrałem dokładnie ten sam, co rok temu. Jak coś jest dobre i sprawdzone to nie ma co zmieniać. Podobnie, jak w pociągu, w hostelu dominowali biegacze. Tak poznałem choćby Ukraińca Vadima, czy Sławka z Warszawy, z którymi przyszło mi dzielić pokój.
W nocy choć obudziłem się ze dwa razy to w sumie dobrze spałem. Rano szybkie śniadanie, pakowanie plecaka i niebawem byłem już znowu w okolicach hali targów, gdzie tradycyjnie zaplanowano początek biegu. Gdy punktualnie o godzinie 10:00 rozległ się sygnał do startu ciągle mogłem mieć jeszcze nadzieję na solidny wynik. Nie miałem szczególnych planów by szarpać się z czasem, ale nie zakładałem też szczególnych problemów. W końcu to już mój czwarty półmaraton w tym roku. Słońce grzało jednak coraz mocniej, chyba nawet bardziej, niż w Warszawie. Po tygodniu nagłego ochłodzenia i temperatur w okolicach zera już poprzedniego dnia było zdecydowanie cieplej, a w dniu zawodów temperatury miały przekroczyć dwadzieścia stopni. Trudno było przewidzieć jak zachowa się w takiej sytuacji nieprzyzwyczajony organizm. Pierwsze trzy kilometry pobiegłem jeszcze dość szybko. Potem jednak nie widząc szans na jakiś szczególny wynik zwolniłem. Mimo dość wolnego jak na mnie tempa nie biegło mi się wcale komfortowo. Przebiegliśmy obok stadionu Lecha. To tutaj zgromadzonych było kilka punktów kibicowania, choć gorąco i żywiołowo dopingujących kibiców nie brakowało w zasadzie na całej trasie. Połowę dystansu pokonałem w około 53 minuty. Tydzień temu na drugim etapie Siedleckiego Półmaratonu na Raty ten sam dystans pokonałem 5 minut szybciej, w dodatku po trudnej leśnej trasie, a mimo to czułem się zdecydowanie lepiej. Z każdym kilometrem robiło się coraz trudniej. Nie myślałem, już nawet o złamaniu 1:50, co ostatnio traktuję jako pewien punkt odniesienia. Ostatnie pięć kilometrów to już naprawdę spore wyzwanie, a przecież na końcu czekały mnie jeszcze 3 kilometry mocno pod górkę. Pamiętałem ten podbieg doskonale z 2022, jak i z 2024 roku. Od czasu do czasu widząc jak trudno mi się biegnie zerkałem na zegarek sprawdzając, czy aby na pewno nie ma ryzyka, że nie zmieszczę się w dwóch godzinach, co traktowałbym już jako totalną klęskę. Na szczęście ciągle miałem spory zapas.
Ostatecznie do mety dobiegłem w czasie 1:55:57 walcząc jeszcze na ostatnich stu metrach, by nie przekroczyć kolejnej minuty. Miało być wolno, miło i przyjemnie. Było tylko wolno. Nie spodziewałem się, że ten bieg da mi tak bardzo w kość i nawet nie wiem czy to gorsza dyspozycja dnia, czy pogoda, ale było naprawdę ciężko. Wracając do domu pociągiem szukałem odpowiedzi takiego stanu rzeczy i do głowy przychodziło mi tylko jedno. Przez ostatnie dwa tygodnie mało biegałem. Najpierw kilka dni odpoczywałem przez Siedleckim Półmaratonem na Raty, potem w zasadzie cały tydzień regenerowałem się przed półmaratonem. Brakowało też dłuższych odcinków. Maksymalny dystans jaki przebiegłem w ciągu ostatnich dwóch tygodni to 10 kilometrów. Być może tego zabrakło. W połączeniu z pogodą taki stan rzeczy okazał się być sporym wyzwaniem. Pora wziąć się za siebie i to nadrobić, bo kolejny półmaraton już za dwa tygodnie.
No cóż. Jak widać startom w #PoznańMiastoDoznań zawsze muszą towarzyszyć jakieś emocje, w dodatku skrajne, nawet jak się ich nie planuje. Na szczęście sześćdziesiąty trzeci półmaraton ukończony. W dodatku poniżej dwóch godzin. To najważniejsze.
2025.04.13 Poznań Półmaraton: 17 PKO POZNAŃ PÓŁMARATON – 1:55:57