Organizatorzy Półmaratonu Warszawskiego reklamują się hasłem, że wiosna startuje w Warszawie. Tymczasem dla mnie to już trzeci półmaraton w tym roku. Jeśli chodzi o te największe sportowe ambicje to też choć to dopiero marzec to to, co dla mnie było najważniejsze w sezonie 2025 to już za mną i wydarzyło się miesiąc temu w Wiązownie. Po naprawdę sumienie przepracowanej zimie, gdzie mocno trenowałem udało się na najważniejszym półmaratonie w tym roku zrealizować swoje cele (1:41:21) i mogłem wrócić do swojego normalnego lekkiego trybu treningów. W Bolonii, która była tydzień po Wiązownie udało się jeszcze wykorzystać wysoką formę i pobiec dość szybko (1:43:04), ale potem zdecydowanie spuściłem już z tonu. Nie czułem już ani takiej potrzeby, ani determinacji by ciągle się katować i zluzowałem treningi. Biegałem ciągle dużo, ale nie tak intensywnie.
Do Warszawy wybrałem się pociągiem. W pociągu w niedzielny poranek poza kilkuosobową grupą kolegów i koleżanek z mojego klubu generalnie dominowali biegacze. Podróż upłynęła nam na miłych rozmowach i po półtorej godzinie, które minęły nie wiadomo kiedy byliśmy na miejscu, czyli na Błoniach Stadionu Narodowego. To tu zlokalizowane było miasteczko biegowe i meta. Na start trzeba było kawałek podejść w okolice Mostu Poniatowskiego. Ilość ludzi, którzy zebrali się w tym miejscu, by wspólnie pobiec i przeżyć ten dzień aktywnie naprawdę robiła wrażenie.
Już na rozgrzewce czułem, że to chyba nie będzie mój dzień i nie wiem czy bardziej decydowało tu odpuszczenie treningów, niedyspozycja dnia, czy też pogoda. Od rana było naprawdę ciepło i mocno świeciło słońce. Można powiedzieć, że tak jak zapowiadali organizatorzy wiosna wystartowała na dobre właśnie dziś. Specjalnych oczekiwań co do wyniku nie miałem. Nie mniej chciałem sprawdzić ile zostało jeszcze z tej formy sprzed miesiąca. Ustawiłem się więc na starcie na czas 1:45, ale już po kilku kilometrach wiedziałem, że w sumie to chyba za wiele jej nie zostało, a ja też nie czułem jakiejś dużej ochoty się z tym czasem szarpać. Wróciłem więc do swojej rutyny, czyli tego jak biegałem większość półmaratonów ostatnich dwóch lat z celem złamania 1:50.
Minęliśmy Muzeum Narodowe, niedługo potem Pałac Kultury i Nauki. Następnie trasa wiodła obok Ogrodu Saskiego i dalej przez Stare Miasto. Był to zdecydowanie najprzyjemniejszy moment tego biegu. Miałem jeszcze sporo sił, a dodatkowo można było podziwiać wspaniałą architekturę tej części Warszawy. Na trasie było też naprawdę sporo kibiców. Co jakiś czas zerkałem na zegarek upewniając się, że jestem na dobrej drodze, aby osiągnąć zamierzony cel. Robiło się coraz cieplej. Sprawy nie ułatwiały także podbiegi na liczne wiadukty. Cały czas miałem jednak zapas wypracowany na pierwszych kilometrach. Gdzieś po trzynastym dobiegliśmy do Wybrzeża Gdyńskiego. Znałem dobrze to miejsce. W poprzednich latach to tu ulokowana była meta tego biegu. Zmieniło się to dopiero w zeszłym roku. W tym miejscu w 2017 roku finiszowałem też swój najszybszy w życiu pełen maraton (3:48:08). Mam więc miłe wspomnienia. Niedługo potem przebiegliśmy mostem przez Wisłę. W oddali można było już dostrzec stadion, choć to jeszcze kilka kilometrów. Ponownie zerknąłem na zegarek. Ciągle miałem jeszcze pewien zapas, ale ten nie wiadomo kiedy znacznie się już skurczył. Postanowiłem więc bardziej to wszystko kontrolować i skupić się trochę na tempie. W końcu zza zakrętu wyłoniła się meta. Widząc, że ciągle mam pół minuty zapasu nawet za bardzo nie finiszowałem. Dobiegłem z czasem 1:49:47.
Nie ma ani szczególnej radości, ani rozczarowania. Choć mimo wszystko spodziewałem się, że to będzie łatwiejszy bieg to jednak nie miałem szczególnych planów i nie mam czego żałować. Trudności odczuwałem nie tylko ja. Już gdzieś w połowie dystansu minąłem stojącą na poboczu Kenijkę z damskiej elity, która zeszła z trasy. Jak widać kryzysy nie omijają nawet najlepszych. Potem im bliżej mety tym coraz więcej ludzi także wymagało pomocy medycznej. Z drugiej strony szkoda, że ta forma, nad którą tak ciężko pracowałem tak szybko wyparowała. No cóż… Najbardziej z tego wszystkiego cieszy ukończenie kolejnego już sześćdziesiątego drugiego półmaratonu i możliwość spotkania wielu znajomych. Mam nadzieję, że jeszcze trochę tych biegów na tym dystansie przede mną. Ten był rekordowy. Na starcie stanęło 16250 uczestników. Biegałem już w zawodach gdzie było około 40000 ludzi, ale w Polsce to rekord.
2025.03.30 Warszawa Półmaraton: 116 123. PÓŁMARATON WARSZAWSKI – 1:49:47