Tam gdzie się wszystko zaczęło

      Gdy 6 lat temu stawiałem swoje pierwsze kroki w bieganiu nawet w najśmielszych myślach nie przypuszczałem, że kiedyś będę miał okazję kontynuować swoją biegową przygodę w tak wielu ciekawych miejscach. Zaczynałem od Biegu Jacka w rodzinnych Siedlcach. Minęły trzy lata zanim zrobiłem krok naprzód i zacząłem startować w innych miastach, głównie w Warszawie. Kolejny etap to wyjazdy zagraniczne:  Bruksela, Monte Cassino, Wiedeń, Budapeszt. Wtedy wiedziałem już, że prędzej czy później będę chciał pobiec tam, gdzie się to wszystko zaczęło, czyli w Atenach i przyjdzie taki moment, że to zrealizuję. Nie musiałem zbyt długo czekać. Pragnienie było tak duże, że podjąłem decyzję, by stało się to już tej wiosny. Gdy jeszcze w dodatku znalazłem informację o Półmaratonie Posejdona, którego trasa biegnie wzdłuż morza, a w takiej scenerii jeszcze nie biegałem wiedziałem już, że to jest właśnie ten czas i to miejsce.

DSC03233

      Do Aten dotarłem już w piątkowe popołudnie. Powitała mnie wspaniała słoneczna pogoda. Szybki dojazd do hostelu, potem wyprawa po pakiet startowy we Flisvos Marina. To przepiękna nowoczesna przystań jachtowa wraz z promenadą. Gdy tylko tam dotarłem wiedziałem już, że to był dobry wybór. Słońce, morze, niesamowite widoki to sceneria, w której przyjdzie mi biegać następnego dnia. W biurze zawodów spotkałem Kostasa i Mike’a, organizatorów, znanych mi do tej pory tylko z Internetu, z którymi wcześniej miałem okazję wymienić kilka wiadomości. Miła, krótka pogawędka, załatwienie formalności, spacer po promenadzie i powrót do hostelu.

DSC03294WP_20160423_09_33_03_Pro

      Sobota minęła mi pod znakiem zwiedzania. Zacząłem od Świątyni Zeusa Olimpijskiego i Łuku Hadriana zlokalizowanych tuż przy samym hostelu. Niewiele dalej odnalazłem budynek parlamentu, gdzie akurat trafiłem na widowiskową zmianę warty wykonywaną przez ewzonów przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Kolejny etap to Agora Rzymska, w tym Wieża Wiatrów i pozostałości biblioteki Hadriana. Po kilku godzinach wędrówki w końcu dotarłem do punktu, którego będąc w Atenach nie można po prostu pominąć. Ateński Akropol i położony tam kompleks budowli i świątyń jest najsłynniejszym zabytkiem starożytnej Grecji i dumą narodową Greków. Byłem pod ogromnym wrażeniem tego miejsca, które swoim urokiem i pewną niesamowitą tajemniczością przykryło wszystko, co napotkałem w Atenach do tej pory. W zasadzie wchodząc na Akropol można by zakończyć zwiedzanie, gdyż wydaje się, że nic nie jest już w stanie przebić tego miejsca. Kontynuowałem jednak swoją wycieczkę i kolejnym ciekawym miejscem, które napotykam był tak zwany Zappeion. Podczas Igrzysk Olimpijskich w 1896 roku wykorzystywany był jako główna hala walk szermierczych, a później podczas nieoficjalnych igrzysk w 1906 roku jako element wioski olimpijskiej. Chwilę potem zupełnie przypadkowo natrafiłem na miejsce, które obok Akropolu było obowiązkowym punktem mojej wyprawy. To Panathinaiko Stadio, zwany również  Kalimarmaro. Na sam widok zaświeciły mi się oczy i poczułem niesamowitą euforię. Dla osób które kochają sport, interesują się nim i ideą olimpizmu to niesamowite miejsce – można by powiedzieć Mekka. Wykonany z marmuru stadion to jedna z najbardziej znaczących zrekonstruowanych budowli w Atenach. Zbudowany w tym miejscu został w latach 330-329 p.n.e. Odbudowano go na Letnie Igrzyska Olimpijskie w 1896 roku.  Jest to niewątpliwie prawdziwa świątynia sportu i olimpizmu, a dziś także muzeum. Spędziłem tam trochę czasu długo nie mogąc zmusić się do powrotu. W końcu jednak szczęśliwy i zauroczony tym, co zobaczyłem w ciągu dnia wróciłem do hostelu.

WP_20160423_13_58_06_ProWP_20160423_14_07_44_Pro

      Noc poprzedzającą start bardzo słabo spałem. Trudno powiedzieć czy to trema. Generalnie nie czułem żadnego obciążenia psychicznego. Przeciwnie, to miał być bieg, gdzie miałem przede wszystkim dobrze się bawić, a wynik sportowy miał zejść na zupełnie dalszy plan. Miało być miło i przyjemnie i z takim nastawieniem przyleciałem do Aten. Może więc to kwestia długiego zwiedzania w słońcu i wysokiej temperaturze, emocji i wrażeń z tym związanych, a może prostu kwestia nowego miejsca i nocowania w hostelu. Nie wiem. Mimo nieprzespanej nocy, zupełnie luźnego nastawienia i braku presji na wynik bieg zaczynam jednak dość mocno w tempie podobnym do Półmaratonu Warszawskiego, na którym kilka tygodni temu poprawiłem swoją życiówkę. Chciałem zobaczyć jak będzie się biegło i na co mnie dziś stać. Pierwsze kilometry 4:58, 4:57. Podobne tempo, aż do połowy dystansu. Bufety z wodą (a niektóre z izotonikiem i bananami) rozstawione co dwa i pół kilometra. Staram się korzystać z każdego, odpuszczam jeden, albo dwa. Już niebawem tego pożałuję. Wcześniej zastanawiałem się czemu start jest tak rano (8:30), po godzinie biegu znałem już odpowiedz. Słońce zaczyna świecić coraz mocniej. Choć już wczoraj było gorąco, to dziś dzień jest jeszcze bardziej upalny, a słońce pali niemiłosiernie. Nie są to łatwe warunki, zwłaszcza na dość trudnej trasie z kilkoma wzniesieniami. Gdy minąłem półmetek biegnie się już coraz trudniej, a moje tempo zaczyna spadać, aż w końcu stabilizuje się na 6 minutach na kilometr. Nie chciałem się jednak zatrzymać choćby na chwilę. Czekam, aż ten kryzys minie. W końcu każdy kryzys musi się przecież kiedyś skończyć. Nie skończył się aż do mety. Przemierzam kolejne kilometry. Na którymś z nich od starszego Pana słyszę “Go Go Poland”.  Najwyraźniej Pan dostrzegł i rozpoznał białego orła na mojej koszulce. Dodało mi to animuszu, niestety tylko na chwilę. Dopiero na ostatnich kilkuset metrach zachowałem odrobinę sił, by zafiniszować. W końcu meta i duża ulga, a na szyi ląduje piękny pamiątkowy medal.

WP_20160424_07_09_43_Pro

      Nie tak wyobrażałem sobie ten bieg sportowo. Miało być wolno i na luzie. Było wolno, ale relaksu nie zaznałem chociażby przez chwilę. To był naprawdę ciężki start. Pewnie jeden z cięższych w moim życiu. Przyczyn na pewno było kilka: długie wielogodzinne zwiedzanie miasta poprzedniego dnia, nieprzespana noc, wysoka temperatura i palące słońce, mimo wszystko dość trudna trasa, zbyt szybki jak na takie warunki początek, może coś jeszcze. Na pewno jest to nowe doświadczenie i nauka na przyszłość. Dobrze, że nie miałem na ten bieg żadnych specjalnych przygotowań i oczekiwań, bo byłoby rozczarowanie, a tak trzeba po prostu zapamiętać tą lekcję, wyciągnąć wnioski i cieszyć się wyjazdem. Kolejne godziny spędzam nad morzem, gdzie leżąc na gorącym piasku wśród palm, wsłuchując się w szum fal, przeżywam i wspominam raz jeszcze ten bieg. Potem krótki spacer wzdłuż plaży i powrót do hostelu. Można powoli już się żegnać z Grecją. Następnego dnia powrót do domu.

WP_20160423_09_09_01_ProWP_20160423_10_18_06_Pro

      Cieszę się, że zdecydowałem się na ten wyjazd i start w tym biegu. Było to na pewno duże przeżycie i wielka przygoda. Choć sportowo nie ma się czym chwalić to jednak nie to tym razem było najważniejsze. Cieszyłem się, że miałem okazję pobiec nad morzem wśród pięknych nadmorskich widoków w mieście, w którym wszystko się zaczęło i które jest kolebką sportu, odwiedzić miejsca, po których stąpali pierwsi nowożytni olimpijczycy. To wrażenia i emocje, których nigdy nie zapomnę i które na zawsze pozostaną w mojej pamięci.

2016.04.24 Ateny (GRE) Półmaraton:  7TH POSEIDON ATHENS HALFMARATHON – 1:56:34

WP_20160424_09_46_39_Pro WP_20160424_11_24_57_Pro

Więcej zdjęć:

Oceń ten wpis

Ile gwiazdek przyznajesz?

Średnia ocena 0 / 5. Ilość głosów: 0

Brak głosów! Bądź pierwszym oceniającym.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *