Blisko, a jednak daleko

      Zainspirowany rozmową na temat historii maratońskich rekordów świata prowadzoną na jednym z facebook’owych profili przypomniałem sobie pewien film dokumentalny, który jakiś czas temu miałem okazję i przyjemność obejrzeć, a który opowiadał historię olimpijskich biegów maratońskich. Urzekła mnie wówczas i na długo zapadła w pamięci pewna historia. Było to jedno z najbardziej interesujących, a zarazem dramatycznych wydarzeń w historii biegów maratońskich. Wydarzenie to w pełni oddaje istotę rywalizacji na tym królewskim dystansie, włożonego w nią trudu, wysiłku, walki z własnymi słabościami, sukcesu, który często wydaje się być już na wyciągnięcie ręki, a ciągle jest jednak bardzo daleko. Postanowiłem więc o tym opowiedzieć.

Dorando_portret         Dorando Pietri (Źródło: Wikipedia)

      Główny bohater tej opowieści to urodzony w 1885 roku Włoch Dorando Pietri. Swoją przygodę z bieganiem na poważnie rozpoczął jako dziewiętnastolatek. Charakteryzujący się wyjątkowo niskim wzrostem (159cm) młody Pietri pracował jako chłopiec na posyłki w sklepie cukierniczym w mieście Carpi. Wówczas to rozgrywany był tam bieg, którego główną atrakcją był start słynnego Pericle Paglianiego. Zachęcony tym faktem Dorando Pietri wystartował w biegu w roboczym ubraniu bijąc wielkiego mistrza. Rok później w Paryżu osiągnął swój pierwszy międzynarodowy sukces wygrywając bieg na 30km. W 1906 zwyciężył bieg maratoński będący eliminacjami do Igrzysk Olimpijskich w Atenach. Na samych Igrzyskach długo prowadził z przewagą 5 minut. Ostatecznie jednak biegu nie ukończył. Kolejny rok przyniósł mu Mistrzostwo Włoch oraz sławę najlepszego włoskiego biegacza na dystansach od 5000 metrów do Maratonu. Wielkie nadzieje wiązał z kolejnymi Igrzyskami w Londynie, do których intensywnie się przygotowywał. Tuż przed Igrzyskami pobiegł w znakomitym czasie bieg w rodzinnym Carpi na 40km, co dawało mu prawo liczyć, na dobry olimpijski wynik. Na Igrzyskach jednak trzeba było pobiec trochę więcej, bo dokładnie 42km i 195 metrów.

      Na starcie, który zlokalizowany był pod Windsor Castle – rezydencją rodziny królewskiej stanęło w sumie 57 biegaczy. Pogoda w dniu biegu była jak na Wyspy zupełnie nietypowa. Dzień był wyjątkowo gorący. Na trasie pełno Londyńczyków, którzy poustawiani ciasno w wąskich szpalerach mocno dopingowali zawodników. Za każdym z biegaczy jechało dwóch sędziów na rowerach, a porządku na trasie pilnowało 2000 policjantów. Dorando Pietri rozpoczął wolno, w drugiej połowie dystansu jednak zdecydowanie przyspieszył. Po 32km był drugi 4 minuty za Charlsem Hefferonem z RPA. Na 39km widząc kryzys rywala postanowił go wyprzedzić rozpoczynając szaleńczy finisz. Udało się to mniej więcej 1200 metrów przed metą. Sam jednak był również coraz bardziej wyczerpany zbyt mocnym narzuconym samemu sobie tempem. Po wbiegnięciu na stadion, na którym tego dnia zasiadło 75 000 widzów nie bardzo wiedział gdzie biec. Zaczął kierować się w niewłaściwym kierunku. Po interwencji sędziów zawrócił, ale upadł. Wstał z pomocą arbitrów, by po chwili znowu zaliczyć upadek. Był śmiertelnie blady, zataczał się, stawiał nogę za nogą. Oklaski i okrzyki publiczności nagle zamarły. On starał się biec dalej, co chwilę jednak przystawał, rozglądał się błądząc wzrokiem, nieprzytomnie padał na ziemię, pełzał, podnosił się i biegł dalej zygzakiem. Do mety miał coraz bliżej:  200 metrów, 100, 50, coraz mniej. W sumie upadał cztery razy, za każdym razem wstawać pomagali mu sędziowie. Nagle ciszę stadionu przerwał okrzyk przerażenia. W bramie ukazał się bowiem drugi zawodnik – Amerykanin John Hayes. Lekko i płynnie zdążał do mety. Wszyscy kibice zerwali się z miejsc. Dorando Pietri jeszcze raz zebrał siły. Ledwo przytomny wspiął się na rękach. Z największym trudem powstał i próbował ruszyć. Rywal wbiegł właśnie na ostatnią prostą podążając do mety, on tym czasem walczył o utrzymanie się w ogóle na nogach. W końcu Sir Arthur Conan Doyle, twórca słynnego Sherlocka Holmesa nie wytrzymał nerwowo i podbiegł do Włocha. Wraz ze spikerem podnieśli go z bieżni i przeprowadzili na załamujących się nogach przez linię mety. Jego czas to 2 godziny 54minut i 46 sekund przy czym pokonanie ostatnich 350 metrów zajęło mu około 10 minut. Następnego na mecie Hayesa wyprzedził o 30 sekund. Stadion świętował jego zwycięstwo. Tymczasem on sam leżał nieprzytomny na murawie.

Dorando_PietriDorando Pietri na mecie Maratonu Olimpijskiego w Londynie w 1908. Po prawej Sir Arthur Conan Doyle (Źródło: Wikipedia)

      Ekipa amerykańska natychmiast złożyła protest przeciwko niedozwolonej pomocy dla Dorando Pietri. Nie było wyjścia i ci sami sędziowie, którzy jeszcze chwilę wcześniej pomagali mu dotrzeć do mety musieli go zdyskwalifikować. Uznano, że Pietri nie był w stanie samodzielnie ukończyć biegu, a jego wynik usunięto z oficjalnej klasyfikacji. Mistrzem Olimpijskim i pierwszym oficjalnym rekordzistą świata został Johnny Hayes. Dorando Pietri natomiast w uznaniu swego osiągnięcia i heroicznej walki z inicjatywy samego Arthura Conan Doyle’a otrzymał złoty puchar ofiarowany przez królową Aleksandrę . Królowa wręczając mu specjalną nagrodę powiedziała: “Nie mam dla Pana żadnego medalu, żadnej gałązki dębowej, żadnego dyplomu, które mogłabym Panu wręczyć. Proszę jednak przyjąć ten złoty puchar. Wierzę, że nie zabierze Pan ze sobą złego wspomnienia o naszym kraju”. Sam Sir Arthur Conan Doyle będąc pod ogromnym wrażeniem wyczynu Dorando Pietri na łamach Daily Mail opublikował relację z biegu, a swój podziw dla włoskiego biegacza wyraził słowami “Wspaniały występ Włocha nigdy nie może zostać wymazany z historii rekordów sportu, do czego może doprowadzić decyzja sędziów“. Pisarz zaproponował też Daily Mail zbiórkę pieniędzy na rzecz sportowca w wyniku której zebrano 300 funtów, a sam Doyle wpłacił pierwsze 5.

      Heroiczny biegł przyniósł Dorando Pietri międzynarodową sławę. Irving Berlin zadedykował mu piosenkę Dorando. Późniejsze płatne biegi w Stanach Zjednoczonych przyniosły mu olbrzymie pieniądze, za które wspólnie z bratem otworzył hotel. W biznesie nie odnosił już jednak takich sukcesów, jak w biegach. Hotel zbankrutował. W późniejszych latach przeniósł się do San Remo, gdzie prowadził jeszcze warsztat samochodowy. Świat zapamiętał go jednak jako bohatera z Londynu i niedoszłego mistrza.

Oceń ten wpis

Ile gwiazdek przyznajesz?

Średnia ocena 0 / 5. Ilość głosów: 0

Brak głosów! Bądź pierwszym oceniającym.

Jeden komentarz do “Blisko, a jednak daleko”

  1. I do not even know how I finished up here, however I assumed this
    publish was once good. I don’t recognize who you’re however certainly you’re going to a well-known blogger should
    you aren’t already. Cheers!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *