Misja Ekiden

     Rozszalały budzik swym drażniącym głosem daje znak, że pora wstawać, choć tak naprawdę nie śpię już od co najmniej godziny. Czuję pewną tremę, co jakiś czas przechodzącą w poczucie niemałej ekscytacji. W końcu przed nami ważny dzień. Dzień, na który wielu z nas z niecierpliwością oczekiwało już od bardzo dawna. To czas, w którym nasza kilkumiesięczna misja Ekiden dobiegnie końca, a dzień ten zaważy na tym, czy zakończy się ona sukcesem czy porażką. Zanim jednak przejdziemy do szczegółów kilka słów na temat tego, czym w ogóle jest Ekiden. Ekiden to długodystansowy bieg sztafetowy. Pojęcie to pochodzi z Japonii i określa długodystansowe biegi sztafetowe niezwykle popularne w Japonii, Australii, Nowej Zelandii, Kanadzie, Hiszpanii, Holandii, Chinach, Niemczech, Francji czy też Stanach Zjednoczonych. Nazwa tego typu biegów wywodzi się od japońskiego systemu transportowego i pocztowego, przebiegającego wzdłuż szlaku Tokaido. Powstał on w XVII w. pomiędzy miastami Edo (obecnie Tokio) i Kioto, oddalonymi od siebie o ok. 500 km. System umożliwiał szybką komunikację m.in. dzięki wymianie koni na kolejnych stacjach. Naszą firmową nielsenowską przygodę z warszawskim Ekidenem rozpoczęliśmy rok temu, gdy zupełnie spontaniczna decyzja o stworzeniu firmowej drużyny skończyła się tym, że ostatecznie udało się nam zgłosić, aż trzy sześcioosobowe ekipy, a najlepsza z nich osiągnęła 102 miejsce w gronie 760 innych drużyn. W klasyfikacji, na której zależało nam najbardziej, czyli w Międzynarodowych Mistrzostwach Polski Sztafet Firmowych osiągnęliśmy 7 miejsce. Świetna atmosfera, wspaniała zabawa i znakomity zupełnie niespodziewany wynik sportowy sprawił, że jeszcze tego samego dnia wybiegaliśmy myślami naprzód i myśleliśmy już o kolejnym starcie za rok. Rok ten minął bardzo szybko i ledwo się spostrzegliśmy, a znowu przyszedł moment na naszą Misję Ekiden.

DSC03649

      Najpierw zapisy. Spore zainteresowanie na fali zeszłorocznych doświadczeń i pozytywnych przeżyć sprawiło, że tym razem udało nam się stworzyć i zarejestrować, aż 5 sześcioosobowych zespołów. Start tak dużej reprezentacji zwiastował jeszcze lepszą zabawę. Teraz tylko trzeba trenować i uważać na kontuzje, by dwa tygodnie przed naszym startem wybrać najlepszą szóstkę i zbudować drużynę w ten sposób, by była ona w stanie nie tylko powtórzyć zeszłoroczny sukces, ale powalczyć o jeszcze lepsze lokaty. Ostateczny termin wyboru najsilniejszego składu wyznaczyliśmy na dwa tygodnie przed biegiem, a rywalizacja w tym roku zapowiadała się naprawdę mocna. Sen z powiek spędzała nam kontuzja Andrzeja, naszego najlepszego zawodnika, z którą zmagał się od początku roku. Choć sam studził oczekiwania wszyscy liczyliśmy jednak, że uda mu się wrócić do zdrowia i pobiegnie w pełnej dyspozycji na tyle, na ile go stać, a stać go naprawdę na bardzo wiele.

 aaa

      Swoje przygotowania do Ekidena rozpocząłem w zasadzie w dniu, kiedy ukończyłem Półmaraton w Wiedniu na początku kwietnia. Od tego momentu wszystko podporządkowałem już ściśle pod tą imprezę. W zasadzie zupełnie odstawiłem rower i skupiłem się tylko na bieganiu, zmieniłem formę treningu i biegane dystanse. Wszystkie starty po drodze były tylko przystankiem w drodze do celu, jakim był majowy Ekiden. Czasu było jednak naprawdę mało. Generalnie byłem jednak w formie i liczyłem, że zaprocentują też przygotowania do wiosennych półmaratonów. Rekord życiowy na Biegu Oshee na 10km w ramach Warsaw Orlen Marathon z czasem, o którym jeszcze nie tak dawno mogłem jedynie marzyć potwierdzał, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Bieganie na 5 kilometrów to jednak zupełnie co innego. Krótszy, ale dużo bardziej intensywny wysiłek z tętnem, które oscyluje w granicach 180-190 uderzeń na minutę sprawia, że nie jest tak łatwo się przestawić. Bieganie na treningach tego dystansu nie wyglądało tak, jak bym sobie tego życzył i czego oczekiwał. Znając możliwości innych kolegów pojawiał się nawet czasem moment zwątpienia czy uda się przygotować formę na tyle, by znaleźć się w najsilniejszej drużynie. Udało się to w zasadzie w ostatniej chwili. Na ostatnim moim treningu przed wyborem składów udało się pobiec ten dystans w 22:11. Czas, który ostatecznie dawał promocję to 22:15, decydowały więc naprawdę sekundy. Choć reguły wyboru składów były proste (najlepszy czas na określony moment) to jednak było to nie lada wyzwanie, trudne zadanie i duża odpowiedzialność. Ciężko porównywać wyniki osiągane przez różnych ludzi, na różnych etapach przygotowania i w różnych warunkach. Ponadto bieganie na treningach to nie to samo, co na zawodach. Z jednej strony na zawodach dochodzi adrenalina, która sprawia, że niektórzy przekraczają wydawałoby się nieprzekraczalne granice swoich możliwości, z drugiej strony presja wyniku i stres powoduje, że mówiąc kolokwialnie zawodnik może się po prostu „spalić”. Jako kapitan, koordynator naszego startu w Ekidenie i osoba, która decydowała o wyborze składów miałem z tym nie lada problem. Czułem bowiem, że przez dwa tygodnie jeszcze wiele może się zmienić i ci którzy są najlepsi na ten moment nie muszą wcale pobiec najlepiej w dniu biegu. Z drugiej strony reguły były jasne od miesiąca. Nie powinienem ich zmieniać w ostatniej chwili. Miałem też mały dylemat odnośnie swojej osoby. Mimo, że podstawowym kryterium wyboru były najlepsze czasy, a mi udało się osiągnąć wynik poniżej ostatecznego limitu, który promował do tej drużyny. Bałem się, że może ogromna chęć pobiegnięcia w pierwszym składzie sprawia, że nie jestem do końca obiektywny, zwłaszcza, gdy widziałem postępy kolegów na ostatnich treningach. Kamień spadł mi z serca 3 maja na Biegu Konstytucji. Udało mi się wówczas pobiec w rekordowym tempie 21:38 znacząco poprawiając swój najlepszy dotychczasowy rezultat. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że na ten wybór zasłużyłem i to miejsce mi się należy. Od tego momentu załatwiając po drodze wszelkie inne formalności i sprawy organizacyjne pozostało czekać na start, a start zbliżał się wielkimi krokami.

bbb

      W końcu nadszedł ten dzień, gdy nasza misja dobiega końca. Po wielu tygodniach przygotowań, treningów, teraz już tylko kilka godzin wspólnej walki ze zmęczeniem, bólem, a potem już tylko ogromna satysfakcja, albo rozczarowanie. Startuje rekordowo liczba 807 drużyn. W przeciwieństwie do zeszłego roku, gdy biegliśmy w trzeciej niedzielnej turze i po naszym biegu znaliśmy już wszystkie wcześniejsze rozstrzygnięcia tym razem biegniemy w pierwszej sobotniej, co oznacza, że na ostateczne rozstrzygnięcia przyjdzie nam poczekać co najmniej dwadzieścia cztery godziny. Od samego rana poczucie pewnej tremy. Nie czuję się najlepiej. Nagle wszystko mnie boli, dolega. Dawno wyleczona kontuzja znowu daje o sobie znać. Wiem jednak, że to wszystko rozgrywa się tylko w mojej głowie. Mam świadomość dużej odpowiedzialności. W biegach indywidualnych biegnę tylko dla siebie i na swój rachunek, tym razem mój wynik ma także wpływ na wynik drużyny. Słabsza dyspozycja czy błąd może pogrzebać ogromny wysiłek kolegów. Nie mogę zawieść zwłaszcza, że na moje miejsce zasłużyło także co najmniej kilku innych biegaczy. Do tego dochodzi stres związany z organizacją naszego startu i obawy czy czasem o czymś nie zapomniałem. Pierwsza ulga z serca spada, gdy żadne przypadki losowe nie wykluczają nikogo w ostatniej chwili, na starcie pojawiamy się wszyscy w trzydziestoosobowym komplecie i udaje się dopiąć wszelkie formalności i rozdać pakiety startowe. Teraz można się skupić już tylko i wyłącznie na rywalizacji sportowej.

 eeeDSC03672

      Na pierwszej zmianie w naszej najlepszej drużynie biegnie Gabriel. To ultramaratończyk, ale ze świetnymi wynikami, także na krótszych dystansach. Choć zaczął za szybko i dopadł go kryzys kończy zmianę z czasem powyżej naszych oczekiwań. Jest dobrze. Na drugiej zmianie Asia, jeden z dwóch naszych najsilniejszych punktów. Przed nią najtrudniejsze zadanie. Nie dość, że biegnie najdłuższy dziesięciokilometrowy odcinek to jeszcze musi się zmierzyć z palącym słońcem, które w wielu punktach przebija się przez korony drzew utrudniając bieg. Ostatecznie Asia kończy swoją zmianę z czasem, dużo lepszym niż w zeszłym roku przekazując pałeczkę Andrzejowi naszemu najlepszemu zawodnikowi. Jeszcze nie tak dawno martwiliśmy się, że Andrzej z nami w ogóle pobiegnie. Niewiele brakowało, by kontuzja pokrzyżowała mu plany. Na szczęście wrócił do pełni zdrowia i treningów w najlepszym momencie i udało mu się odbudować formę w ostatniej chwili, dosłownie „za pięć dwunasta”. Pobiegł tak, jakby po kontuzji nie było już żadnego śladu. Po mistrzowsku. Ciągle biegniemy z założonym przed startem planem. Po Andrzeju pora na mnie. Trema, która była jeszcze kilka godzin temu zamieniła się w pełną mobilizację. Gdy Andrzej ukazał się na ostatniej prostej byłem już gotowy wykonać swoje zadanie. Gdy po chwili przekazał mi pałeczkę ruszyłem bardzo mocno. Pierwszy odcinek zdecydowanie za szybko. Na trudnej krętej trasie przy palącym słońcu musiało się to odbić na drugiej części dystansu. W połowie trasy pojawił się mocny kryzys. Czułem, że słabnę, oddech stał się coraz płytszy, coraz szybszy, brakowało tchu. Z drugiej strony patrząc na czasy na kolejnych punktach kontrolnych tempo wydawało się naprawdę dobre. W końcówce przyspieszyłem. Gdy zbliżyłem się do mety chciałem zebrać resztki sił, by przyspieszyć jeszcze mocniej i przekazać pałeczkę Justynie. Nagle zdałem sobie sprawę, że przebiegłem poza strefę, w której dokonuje się zmian. Straciliśmy na tym zamieszaniu co najmniej kilkanaście sekund. W skali całego biegu nie jest to dużo, jednak na tym poziomie nie ma miejsca na tego typu błędy. Czas, który uzyskałem całkiem niezły, sportowo wiec mogę być zadowolony, taktycznie jednak mój bieg pozostawiał wiele do życzenia, a błąd w końcówce kładzie cień na stosunkowo dobry występ. Najważniejsze jednak, ze ostatecznie udało się przekazać pałeczkę Justynie, która wyruszyła na swoją zmianę. Justyna była w bardzo trudnej sytuacji, gdyż o tym, że pobiegnie w najsilniejszej drużynie dowiedziała się dosłownie kilka dni przed biegiem zastępując Kasię. Przypadki losowe sprawiły, że w ostatniej chwili musieliśmy dokonać ostatnich zmian. Na szczęście podjęła wyzwanie i mimo niekomfortowej sytuacji dała z siebie wszystko i pobiegła na miarę swoich wysokich możliwości. Ostatnia nasza zmiana to Krzysiek, który do najlepszej drużyny wskoczył niemalże w ostatniej chwili. Na przestrzeni ostatnich tygodni zrobił niesamowite postępy. Baliśmy się jednak czy nie zabraknie mu doświadczenia. Zdecydowanie jednak spełnił swoje zadanie i zrobił to, czego od niego oczekiwaliśmy, bijąc przy tym swoją życiówkę. Gdy mijał metę z uśmiechem na twarzy cała nasza drużyna oczekiwała już na niego przy samej mecie dopingując go na ostatnich metrach. Nasz czas to 2 godziny 57 minut i 28 sekund, czyli dokładnie 13 minut i 10 sekund szybciej niż w zeszłym roku. Plan, który zakładał złamanie 3 godzin został w pełni zrealizowany. Teraz mogliśmy skupić się na dopingowaniu i oczekiwaniu na nasze kolejne drużyny, które zmęczone, ale uśmiechnięte po kolei kończyły swój bieg. Gdy metę minęła ostatnia z nich mogliśmy się już zacząć cieszyć. Wszyscy dali z siebie naprawdę wiele. Gdy sobotnia tura dobiegała już końca i pojawiły się pierwsze nieoficjalne wyniki. Okazało się, że po pierwszym dniu w klasyfikacji, w której nam najbardziej zależało, czyli Międzynarodowych Mistrzostwach Polski Sztafet firmowych zajmujemy trzecie miejsce. Na starcie stanęła jednak dopiero jedna trzecia stawki. Następnego dnia gdzie pogoda do biegania miała być znacznie lepsza. Liczyliśmy się więc z tym, że jeszcze co najmniej parę ekip nas wyprzedzi. Dziś jednak mogliśmy się cieszyć i przez co najmniej najbliższych 12 godzin poczuć się jednym z triumfatorów całych zawodów. Następnego dnia wieczorem już wiedzieliśmy, że ostatecznie w klasyfikacji Międzynarodowych Mistrzostwach Polski Sztafet Firmowych zajęliśmy znakomite piąte miejsce. W klasyfikacji Open było to miejsce 46. W porównaniu do poprzedniego roku poziom był dużo wyższy. Wynik, z którym wówczas zajęliśmy 7 miejsce tym razem dałby nam tylko miejsce 19.  Myślę więc, że należy być naprawdę zadowolonym. Podsumowując całą imprezę  mimo wyjątkowo licznej reprezentacji w tym roku, co podnosi dużo wyżej poprzeczkę i jest jeszcze większym wyzwaniem pod względem formalno-organizacyjnym udało się doprowadzić do naszego startu bez żadnych wpadek. Najlepsza drużyna zrealizowała swój cel, a w innych ekipach wiele osób potwierdziło, że także zasłużyło na start w najsilniejszej ekipie i nie tylko by jej nie osłabiły, ale nawet wzmocniły.  Pozostali zawodnicy licznie poprawili swoje życiówki, a drużyny czasy z zeszłego roku. Nasza tegoroczna Misja Ekiden zakończona pełnym sukcesem. Dziękuję wszystkim za wspólna zabawę. Mam nadzieję, że wszyscy bawili się równie dobrze, jak ja i zabrali do domu garść miłych wspomnień i satysfakcji.

2015.05.09-10  XI EKIDEN WARSZAWA NIELSEN POLSKA A: 2:57:28, NIELSEN POLSKA E – THE GRIZZLIES: 3:30:23, NIELSEN POLSKA D – THE BIEGAZE: 3:40:13, NIELSEN POLSKA B: 3:43:01, NIELSEN POLSKA C: 4:03:42

dddfff

Więcej zdjęć:

Oceń ten wpis

Ile gwiazdek przyznajesz?

Średnia ocena 0 / 5. Ilość głosów: 0

Brak głosów! Bądź pierwszym oceniającym.

2 komentarze do “Misja Ekiden”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *