Po blisko miesięcznej przerwie w startach biegowych i skupieniu się tylko i wyłącznie na treningach, przyszła pora na Bieg Powstania Warszawskiego. Jest to bieg, który wspominam jako jeden z najciekawszych wśród tych, w których miałem okazję uczestniczyć w zeszłym roku. Swoje wrażenia z tamtej imprezy opisałem w tekście zatytułowanym Powstanie. Bieg Powstania Warszawskiego to bieg o zmroku, trasą historycznie związaną z tamtymi wydarzeniami, pośród licznej rzeszy kibiców żywiołowo i serdecznie dopingujących każdego biegacza. Odśpiewana Rota i Mazurek Dąbrowskiego na starcie i tysiące ludzi, którzy z dumą pragną oddać cześć i uczcić pamięć tych mieszkańców naszej stolicy, którzy dokładnie przed siedemdziesięcioma laty ośmielili i odważyli się się podjąć nierówną walkę o wyzwolenie Warszawy spod buta okupanta. Wszystko to sprawia, że wydarzenie to ma niesamowity klimat i wspaniałą atmosferę niepowtarzalną w żadnym innym biegu. Tym razem uczestnictwo w Biegu Powstania miało dla mnie swoją dodatkową wartość, gdyż okazało się to być także wspaniałą okazją do spotkania raz jeszcze przyjaciół poznanych podczas wyjazdu na Bieg na Monte Cassino (przeczytaj więcej klikając: Czerwone maki Cz. I oraz Czerwone maki Cz. II). Wielu z nich przyjechało nawet z odległych zakątków naszego kraju, dzięki temu mogliśmy powspominać wspaniałe momenty i przeżyte wówczas razem piękne chwile. Miło było znowu spotkać Asię, obie Anety, Darię, Piotra, Huberta, Mariusza, Marka, Mirka. Miło było także spotkać innych przyjaciół i znajomych, których liczne grono stawiło się na starcie tego biegu.
Wynik sportowy tym razem zszedł na dalszy plan. Ponad 10000 uczestników i mało wolnego miejsca na trasie sprawia, że bardzo trudno o dobre wyniki w tym biegu. Jedyny więc cel, jaki postawiłem przed sobą, to poprawić o dwie, może trzy minuty wynik zeszłoroczny, czyli zmieścić się w czasie 53 minut. Start z małymi przygodami. Najpierw pomylenie strefy, z której miałem wystartować i ustawienie się wśród troszkę słabszych zawodników, których potem trzeba było wyprzedzać, a następnie najwyraźniej pod wpływem emocji i podniosłej atmosfery zapomniałem uruchomić stoper. Uczyniłem to dopiero po kilku minutach od startu co trochę utrudniło mi kontrolę międzyczasów. Mimo to wystartowałem całkiem szybko. Potem już nie było przykrych niespodzianek i przez kolejne kilometry udawało mi się utrzymywać czasy na poziomie 5 minut z sekundami, co sprawiło, że zacząłem nieśmiało myśleć o tym, by może po raz kolejny pokusić się o złamanie 50 minut. Niestety po kilku kilometrach okazało się, że te plany należy odłożyć na bok. Stosunkowo kręta trasa i duża liczba uczestników sprawia, że sporo czasu traci się nawet jeśli jest jeszcze siła w nogach i powietrze w płucach na wyprzedzaniu słabszych. Mniej więcej po 8 kilometrze wiedziałem już, że czasu poniżej 50 minut nie będzie, ale z dużym zapasem uda mi się osiągnąć założony przed biegiem wynik. Do końca utrzymałem to tempo. Zostało jeszcze trochę sił na szybki finisz i medal zawisł na szyi. Wynik jak najbardziej satysfakcjonujący, chociaż to, co ucieszyło mnie najbardziej to fakt, że mimo mało sprzyjającej upalnej pogody i dusznego powietrza, mimo całkiem dobrego tempa, nie miałem ani jednego kryzysu na trasie i chwili słabości. To znak, że forma idzie w dobrym kierunku. Dobry to prognostyk przed ważnymi biegami tego sezonu w sierpniu i wrześniu. Miłym zakończeniem całego wieczoru było spotkanie i wspólne spędzenie z przyjaciółmi z Monte Cassino czasu w iście włoskim stylu przy winie i pizzy. Ci vediamo…
2014.07.26 Warszawa (POL) – XXIV BIEG POWSTANIA WARSZAWSKIEGO – 51:11
Więcej zdjęć: