Pucharowe historie

9 Listopada 2022

      W pierwszych latach swojego życia mieszkałem w okolicach nieistniejącego już historycznego siedleckiego stadionu przy ulicy Wojskowej, dlatego też od małego dziecka często na tym stadionie bywałem. Doskonale pamiętam pierwsze mecze, na które sobie chodziłem jako sześcio- czy siedmiolatek. Oczywiście rzadko kiedy miałem pieniądze na bilet. Nie było to jednak problemem. Stawało się wtedy przy bramie wejściowej przez szparę spoglądając w stronę boiska i nie trzeba było nic mówić. Starsi Panowie sprawdzający bilety dawali sygnał skinieniem głowy, albo krótkim “wchodź”. Nie wdawałem się z Nimi w żadne dalsze zbędne dyskusje tylko dziękowałem i radośnie kierowałem się na skromne w tamtych czasach i obdrapane trybuny. Potem, gdy byłem trochę starszy już tak łatwo nie było, ale nadal często gościłem przy Wojskowej 6. Czasami miałem okazję obserwować wielu dobrych zawodników zanim świat o nich tak w ogóle usłyszał i zrobiło się o nich naprawdę głośno. Tak było choćby w przypadku szesnastoletniego Sławomira Peszko, który przyjeżdżał do Siedlec z rezerwami Wisły Płock, czy też braćmi Żewłakow z Polonii Warszawa. Paradoksalnie najrzadziej na meczach Pogoni bywałem, gdy powstał nowy stadion, zaczęły się największe sukcesy i wśród niektórych lokalnych kibiców pojawiały się nawet (chyba mocno na wyrost) marzenia o Ekstraklasie. Na pierwszej lidze byłem chyba tylko raz – na ostatnim meczu w historii, który Pogoń miała okazję rozegrać na tym poziomie rozgrywkowym u siebie i po którym niedługo potem spadła szczebel niżej. Równie paradoksalnie do kibicowania wróciłem, gdy drużynę dotknęły poważne kłopoty zarówno sportowe, jak i finansowe. Chyba po prostu, gdy w oczy zajrzał całkowity upadek tego klubu, z którym mimo wszystko wiązałem tak wiele wspomnień zrobiło mi się żal i chciałem w tym trudnym momencie pomóc, a każdy pomaga tak, jak może i potrafi najlepiej.
Przez tych wiele lat mojego bywania na Pogoni było co najmniej kilka meczów, które były prawdziwym piłkarskim świętem w Siedlcach,  które przyciągały rzeszę kibiców i które są wspominane przez siedleckich fanów piłki przez lata. Najczęściej były to mecze Pucharu Polski ponieważ dawały to, czego nie dawały mecze ligowe – możliwość zmierzenia się z prawdziwymi gigantami polskiej piłki. Rywalizację z warszawską Legią z Pawłem Janasem, czy Dariuszem Dziekanowskim w składzie znam jedynie z opowieści i plakatu zapraszającego na mecz, który potem jeszcze przez lata wisiał jako relikt tego wydarzenia w jednym z pomieszczeń gospodarczych, albo w kanciapie Panów wuefistów w szkole podstawowej do której uczęszczałem i który często przyciągał mój wzrok. Z meczów, które oglądałem już osobiście nie sposób nie wymienić tego w 2000 w 1/8 finału Pucharu Polski z Górnikiem Zabrze przegranego 0:2. Swoją uwagę skupiałem wówczas zwłaszcza na rozgrywającym sezon życia najlepszym strzelcu ówczesnej całej ligi Adamie Kompała. Z wielkich pucharowych meczów pamiętam jeszcze ten kilka lat później z Pogonią Szczecin, który co prawda zakończył się sromotną porażką 0:6, ale w którym ogromną furorę z dużo bardziej utytułowanymi rywalami przy okazji wielokrotnie ich ośmieszając robił Konrad Gołoś. Już niebawem po tym wydarzeniu wylądował w najlepszej na tamtą chwilę polskiej drużynie Wiśle Kraków.
Jutro siedlecki zespół po wyeliminowaniu kilku wyżej notowanych rywali po raz kolejny w historii, tak jak 22 lata temu przeciwko Górnikowi, zagra na tym poziomie rozgrywek o miejsce wśród 8 najlepszych drużyn tegorocznej edycji Pucharu Polski. Mam nadzieję, że jakimkolwiek wynikiem się ten mecz nie skończy to będzie to kolejne widowisko, które będę mógł wspominać latami tak, jak te poprzednie. Nie jesteśmy na pewno faworytami, ale mimo wszystko wierzę w sukces. Jak mawiał Śp. Kazimierz Górski: “Mecz można wygrać, przegrać…” Tylko remisu jutro być nie może.

Powodzenia!

Epilog: Piłkarskie Siedlce dzisiaj nie zasną. To, co się nie udało 22 lat temu udało się dziś i największy sukces w historii klubu stał się faktem. W Ćwierćfinale życzyłbym sobie aktualnie najlepszą polską drużynę i prawdopodobnie nowego Mistrza Polski – Raków Częstochowa. Jak spadać to z wysokiego konia… Brawo Panowie!

Epilog II : Los dał jednak łatwiejszego rywala: Górnika Łęczna

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

2014 Mariusz Ryżkowski