Biegowy raj

     Podobno nie ma nic gorszego dla organizmu, niż bieg maratoński, ale podobno też nie ma nic lepszego dla organizmu niż przygotowania do biegu maratońskiego. Dwa miesiące przygotowań, 25 treningów, łącznie z dzisiejszym biegiem 418 km na trasie, 38:51:13 walki z bólem, zmęczeniem, czasem, z zimnem i upałem, z wiatrem i deszczem. I wszystko to tylko po to by móc powiedzieć: “jestem maratończykiem” i dla tego kawałka metalu. No wiem wiem… Mądre to to nie jest:) Gdyby ktoś jeszcze trzy miesiące wcześniej powiedział “przebiegniesz maraton” choćby ten jeden jedyny raz wyśmiałbym go. Dziś się nie śmieję, dziś jestem dumny, choć jeszcze rano głowa była pełna wątpliwości, zwątpienia. Start z samego rana w zimnie, potem bieg w słońcu i upale. Kilometr połykany po kilometrze. Legendarna ściana na 32 kilometrze, ale potem wizyta w bufecie i jakby nowe siły. Im bliżej mety tym coraz większa radość i wiara w sukces. Brama Stadionu Narodowego, jeszcze tylko kilkaset metrów i będę na mecie. Jeszcze tylko sprint, meta i medal na szyi. Zrobiłem to. Jestem wielki. Nawet nie jestem zmęczony, nawet bardzo nie boli. Jeszcze trzy miesiące temu nie myślałem, że kiedykolwiek nawet spróbuję swojego szczęścia. Potem półmaraton, chwila szaleństwa i szybka decyzja o tym, że skoro dałem radę przebiec połówkę, to czemu nie miałbym dać rady choćby ten jeden raz ukończyć cały maraton. Następnego dnia w głowie i w sercu ciągle jeszcze euforia, ale już zaczęło się rozglądanie za następnym…

2013.09.29 Warszawa Maraton: 35 MARATON WARSZAWSKI – 4:38:46

 

 

Więcej zdjęć:

Pierwszy półmaraton

     Odkąd zacząłem biegać jedna myśl krążyła mi po głowie: „Fajnie byłoby kiedyś przebiec jakiś półmaraton”. Przed ostatnie dwa lata przymierzałem się do połmaratonu w Ossowie pod Radzyminem w rocznicę Cudu nad Wisłą 15 sierpnia. Zawsze jednak pojawiały się inne plany, albo po prostu brakowało mi odwagi. W tym roku okazja nadeszła sama. Tak, jak przed swoim pierwszym biegiem w życiu, tak i teraz pomyślałem, jak nie teraz to już nigdy. Tak się bowiem ułożyło, że w tym roku Bieg Jacka, od którego zaczynałem został wydłużony do dystansu półmaratońskiego, to jest 21 kilometrów i 98 metrów. Postanowiłem spróbować. Miesiąc cięższych przygotowań i nadszedł dzień startu. Niedzielny poranek, a za oknem ziąb, deszcz, wiatr, aż się nie chce wychodzić na zewnątrz. Trzeba jednak podjąć wyzwanie. Wystrzał startera i prawie dwie godziny walki z zimnem, deszczem, i zmęczeniem. Na mecie ogromna radość i poczucie dumy. Udało się, a czas zdecydowanie powyżej oczekiwań. Dwie godziny złamane. Jeszcze tego samego wieczoru myśl przeszywa głowę… „a może by tak maraton?”

2013.09.01 Siedlce Półmaraton: IV BIEG SIEDLECKIEGO JACKA – 1:53:29

Więcej zdjęć:

 

Powstanie

     1 sierpnia 1944 roku nasza stolica wystąpiła zbrojnie przeciwko okupantowi. Padły pierwsze strzały, rozpoczęło się Powstanie Warszawskie. Trwało ponad dwa miesiące i kosztowało życie ponad 200 tys. mieszkańców stolicy. Przeszło do historii jako niebywały akt heroizmu. Od ponad 20 lat co roku organizowana jest w Warszawie impreza, która powstała by uczcić rocznicę tamtych wydarzeń. Przy tysiącach zniczy, w wieczornym mroku, wśród dźwięków odtwarzających powstańcze wystrzały i wśród wielu historycznych rekonstruktorów toczy się ten bieg. Mimo urlopu nie mogło więc tam zabraknąć także i mnie. Oczekiwania? Poprawa wyniku z Platerowa 55:14. Biegło się bardzo dobrze, doping licznych kibiców i sprzyjająca atmosfera, choć trochę ciasno. Meta, medal. Potem szybko na ostatni pociąg powrotny do Siedlec, oczekiwanie na peronie i SMS z wynikiem… 55:20. Niech to szlag.

2013.07.27 Warszawa 10km: XXIII BIEG POWSTANIA WARSZAWSKIEGO – 55:20

 

 

 

Więcej zdjęć:

 

W plenerze

     Kolejnym przystankiem na mojej biegowej trasie był Platerów – mała podlaska miejscowość położona nad Bugiem. Dojazd tam jest dość utrudniony (kilka pociągów rano i kilka popołudniu), a ponieważ bieg w samo południe postanowiłem tym razem zabrać ze sobą rower. Piękna pogoda, równie piękne malownicze nadbużańskie krajobrazy. Była okazja zobaczyć Świętą Górę Grabarkę, Sarnaki, Platerów, na Siemiatycze i Drohiczyn niestety zabrakło czasu, następnym razem. Pomnik w Sarnakach upamiętnia jeden z najciekawszych epizodów II Wojny Światowej. Epizod mniej krwawy, bez spektakularnych zmagań, strzelanin i brawurowych ataków żołnierzy. Mowa o cudownej niemieckiej broni Wunderwaffe i wykradzeniu przez Polaków tajemnicy rakiet o kryptonimie V2. Pod koniec maja 1944 roku jedna z wystrzelonych z poligonu Blizne rakiet doleciała i łagodnie osiadła w mokradłach nad Bugiem w okolicy Sarnak. Nie detonowała. Żołnierze z leśnej grupy Armii Krajowej błyskawicznie przejęli pocisk. W lipcu 1944 przyleciał po nią z Włoch brytyjski samolot. Szczęśliwie wylądował i równie szczęśliwie wystartował zabierając na pokładzie zdemontowane części rakiety i polskich specjalistów pracujących nad rozpracowaniem pocisku. Do dziś stoi w Sarnakach pomnik upamiętniający tamte wydarzenia z napisem “They Saved London”. Ale wracając do biegu… Po 50 kilometrach rowerowej wędrówki przyszła pora stawić się na starcie w Platerowie. Start ten, choć bardzo kameralny to jednak szczególny, bo swoją obecnością zaszczyciła bieg jedna z najlepszych polskich biegaczek średniodystansowych i wielokrotna medalistka wielu imprez międzynarodowych Pani Lidia Chojecka. Na biegu pojawiła się  wraz z mężem Jeanem Marc Leandro, który także przez lata uprawiał lekkoatletykę na bardzo wysokim poziomie, a ostatnimi czasy był Jej trenerem. Sam bieg powyżej oczekiwań. Bałem się, że w słońcu i po wielu kilometrach w nogach będzie ciężko, ale wynik 55:14 jest oficjalną życiówką, choć na treningach biegałem już ponad minutę szybciej.

     Lidia Chojecka, mistrzyni Europy w lekkoatletyce – (ur. w 1977 r. w Siedlcach) przez lata w światowej elicie biegaczek na średnich dystansach. Największe osiągnięcia to brązowe medale halowych mistrzostw świata w Paryżu (1997), Maebashi (1999) i Moskwie (2006). Trzykrotna złota medalistka halowych mistrzostw Europy na 3000 m. Srebrna medalistka halowych mistrzostw Europy na 1500 m i 3000 m. Rekordzistka Polski na 1500, 3000 i 5000 m, a w hali na 800, 1000, 1500, milę i 3000 m.

2013.06.30 Platerów 10km: BIEGIEM PRZEZ PLATERÓW PODLASKA DYCHA – 55:14

http://www.youtube.com/watch?v=4BclPWWLR1I

Więcej zdjęć:

Ciężki weekend

     W nogach jeszcze wczorajsze 10km w Sulejówku, a i emocje nie opadły, a tu pora na kolejny start. Tym razem kilkuosobowy wyjazd z kolegami z drużyny FC Helmuty, z którymi od czasu do czasu kopię piłkę w Siedleckiej Lidze Siódemek Piłkarskich do Garwolina na bieg AVON KONTRA PRZEMOC. Pogoda znowu nie rozpieszcza: zmęczenie po wczoraj, a tu żar z nieba, rozgrzany asfalt i dystans 10km, z którym przyjdzie się zmierzyć. Na szczęście nad komfortem biegaczy czuwała Straż Pożarna, polewając co jakiś czas uczestników wodą:) Kolejny bieg zaliczony. Oczekiwań co do czasu nie było. Mając w nogach wczorajsze 10km chciałem po prostu dobiec.

2013.06.16 Garwolin 10km: BIEG AVON KONTRA PRZEMOC – 57:27

Więcej zdjęć:

Z wizytą u Marszałka

     Sam do końca nie wiem jak to się stało, ale przyszedł moment, gdy siedleckie imprezy przestały mi wystarczać i zacząłem rozglądać się za innymi biegami w okolicy. Los chciał, że najbliższy był organizowany w czerwcowy sobotni poranek w podwarszawskim Sulejówku w ramach uczczenia pamięci Marszałka Józefa Piłsudskiego. Bieg poprzedziły krótkie uroczystości pod pomnikiem Marszałka, a potem start. Nastawienie raczej ostrożne i aby się oszczędzać, bo to jeszcze nie koniec zmagań sportowych tego weekendu. Czas trochę gorszy od osiąganych na treningach 55 minut, ale ogólnie pełne zadowolenie i satysfakcja z uczestnictwa.

2013.06.15 Sulejówek 10km: VI BIEG MARSZAŁKA – 57:07

Więcej zdjęć:

 

Dwa lata…

… tyle musiałem czekać na kolejny start. Pewnie byłoby połowę krócej, gdyby nie złamana ręka na treningu piłkarskim rok wcześniej. Tak, czy inaczej przerwa była dość długa, a powrót na trasę niełatwy. Tradycyjnie zbyt szybki start i prawdziwe męczarnie na trasie. Nie pomógł delikatny deszczyk, który spadł tuż przed biegiem. Rozgrzany sierpniowym słońcem asfalt dawał się we znaki. Po blisko godzinie zmagań w końcu upragniona meta, medal i kiełbasa z grilla 🙂 Czas niestety gorszy niż dwa lata wcześniej. Małe rozczarowanie – miało być poniżej 58 minut. Cóż…

2012.08.11 Siedlce 10km: III BIEG SIEDLECKIEGO JACKA – 58:47

 

Więcej zdjęć:

Pierwsze kroki

     Szansa spróbowania swoich sił pojawiła się sama. W czerwcu 2010 w moim rodzinnym mieście po raz pierwszy miał być zorganizowany bieg na dystansie 10km. Początkowo dystans mnie przerażał, aczkolwiek pomyślałem sobie, że jeśli nie teraz to nigdy. Potem nie będzie już lepszej okazji pomyślałem. Postanowiłem więc spróbować. Kilka weekendów przygotowań i w końcu start. Po dotarciu na miejsce pierwsza myśl “co ja tu w ogóle robię?”. Profesjonalni zawodnicy, równie profesjonalne stroje, obuwie i ja… absolutny debiutant w zwykłym bawełnianym podkoszulku i obuwiu, w którym chodziłem na co dzień. Ale za późno, aby się wycofać. Nie czas by teraz w ogóle o tym myśleć. Start i oczywiście dał o sobie znać brak doświadczenia. Zbyt szybki początek, mocne słońce i już po 3-4 kilometrach w głowie jedna myśl: “kiedy to się skończy”. Prawie godzina walki z samym sobą, własnym zmęczeniem, pragnieniem, słońcem i I Bieg Siedleckiego Jacka zaliczony, pierwszy medal na szyi.

      A czemu Bieg Jacka? Jackiem nazywany jest siedlecki ratusz z postacią starożytnego Atlasa, który na ratuszowej wieży dźwiga kulę ziemską na swych barkach. Legenda głosi, że dawno dawno temu był sobie Jacek – kowal obdarzony nadludzką siłą, co w rękach kruszył ledwo co wyjętą z hartowania podkowę. Pewnego razu przejeżdżającej księżnej Aleksandrze Ogińskiej odpadło koło od karety. Wezwany Jacek naprawił co trzeba ująwszy jedną ręką oś pochylonej karety a drugą założył zreperowane koło. Zachwycona księżna zaproponowała Jackowi służbę. Wkrótce w Siedlcach rozpoczęto budowę ratusza, przy której Jacek, który stał się ulubieńcem księżnej wykonywał różne prace ślusarskie i kowalskie. Rozpoczęta budowla rosła szybko i sprawnie. Niestety pewnego dnia Jacek, pokłócił się z podmajstrzym i tak nieszczęśliwie popchnął podmajstrzego, że ten uderzył głową o mur i wyzionął ducha. Mieszkańcy miasta zażądali surowej kary dla Jacka. Księżna z sympatii do niego kazała pójść mu w świat. W końcu ratusz wykończono, a księżna Aleksandra stale wspominając Jacka, którego skazała na wygnanie, poprosiła budowniczych o wykonanie figury z kamienia. Miał być to mąż mocarny, trzymający jak Atlas kulę potężną na ramionach. Miał stać wysoko, między niebem a ziemią. Wolę księżnej Aleksandry spełniono i posąg “Jacka” stoi po dzień dzisiejszy na szczycie ratuszowej wieży.

2010.06.05 10km: Siedlce I BIEG SIEDLECKIEGO JACKA – 58:12

http://www.youtube.com/watch?v=VH28_4wzLm8

Tytułem wstępu…

    Nigdy nie lubiłem biegać… Zawsze liczyła się tylko piłka, potem rower. Bieganie mnie nudziło, męczyło. Pewnie przeżyłbym całe życie z tą świadomością i przekonaniem gdybym parę lat temu nie spotkał na swojej drodze Daniela – kolegi z pracy, który już wtedy był kilkukrotnym maratończykiem i biegał regularnie. Wspólne pogawędki o przygotowaniach do kolejnego startu lub o wrażeniach z ostatniego biegu zaszczepiły we mnie ciekawość, a z drugiej strony chęć do spróbowania własnych sił. W końcu sport, medale, kibice to jest to, co zawsze mnie kręciło. Ciągle była to jednak raczej sfera chciejstwa, niż jakiejkolwiek aktywności w tym kierunku. Zacząłem jednak weekendowo biegać sam dla siebie. Na początku było to 4, z czasem 6 km. Pierwszy zmierzony czas na 10km to 1.04:10, za drugim razem było jeszcze gorzej – 1.06.24… Z czasem przybrało to zupełnie nieprzewidywalny dla mnie obrót. Zacząłem biegać coraz więcej, coraz szybciej, pokonywać dystanse, o których wcześniej nawet nie marzyłem. Bieganie stało się dla mnie ogromną przyjemnością, receptą na sposób spędzania wolnego czasu, na aktywny wypoczynek. Dziś postanowiłem dzielić się swoimi doświadczeniami i przeżyciami na tym właśnie blogu.

2014 Mariusz Ryżkowski