Zanim tak naprawdę pokochałem bieganie i rozpocząłem swoją biegową przygodę w moim życiu dominowały inne aktywności sportowe. Między innymi była to jazda rowerem, czego efektem jest także wiele fajnych i ciekawych wypraw rowerowych opisanych na tym blogu. Choć ostatnimi czasy dyscypliną numer jeden w moim życiu jest bieganie to jednak, gdy tylko na to pozwala czas i pogoda zawsze z nieukrywaną przyjemnością siadam na rower i przemierzam kolejne kilometry odwiedzając coraz to nowe ciekawe miejsca. Zawsze jednak brakowało mi imprez rowerowych gdzie można byłoby poczuć dreszczyk rywalizacji sportowej w tej dyscyplinie. Pewnie gdyby nie fakt, że średnio sobie radzę w wodzie spróbowałbym swoich sił w jakimś triathlonie, a ponieważ najpewniej czuję się jednak na twardym gruncie pozostały mi starty w masowych imprezach biegowych i swoje własne prywatne wycieczki rowerowe. Przyszedł jednak moment, gdy pojawiła się szansa połączyć obie dyscypliny. Z nieukrywaną radością przyjąłem do wiadomości informację, że Siedleckie Stowarzyszenie Leniwce przy współudziale Stowarzyszenia Nasze Iganie zorganizuje imprezę, która połączy w sobie zarówno bieganie, jak i jazdę rowerem. I Duathlon o Puchar Starosty Siedleckiego – ŚcIganie w podsiedleckich Iganiach to jest coś, na co od dawna czekałem. Nic więc dziwnego, że zapisałem się od razu bez chwili zawahania.
Pogoda niestety spłatała psikusa. Mimo, że w kalendarzu minęła już połowa kwietnia, to jednak aura od kilku dni za oknem tego nie potwierdza. Prognozy na dzisiejszy dzień także nie były najlepsze. Chłód wiatr i deszcz to na pewno nie jest najlepsza pogoda na tego typu wyzwania. Po cichu liczyłem, że może nie będzie tak źle, gdy jednak wstałem rano wiedziałem, że były to płonne nadzieje. Przez chwilę myślałem nawet o tym, aby zrezygnować. Szybko te myśli wyrzuciłem z głowy. Była to dobra decyzja, bo tuż przed samym startem deszcz przestał padać, a nawet wyjrzało słońce. Jedyne co nadal spędzało sen z powiek to przenikliwy zimny wiatr. Specjalnych oczekiwań na szczęście nie miałem. Brak doświadczenia w tego typu imprezach sprawiał, że w ogóle nie wiedziałem jak rozłożyć siły, jaką obrać taktykę. Jedyny więc cel, jaki przed sobą postawiłem to ukończyć i nie być ostatni. Zupełnie nie znałem trasy musiałem więc też bardzo uważać , aby nie zgubić drogi.
W końcu wystartowaliśmy. Na początek 5km biegu. Wydawało mi się, że rozpocząłem stosunkowo wolno. Chciałem pobiec ten dystans w tempie 5 minut na kilometr (potem okazało się, że było dużo szybciej). Stawka szybko rozciągnęła się i podzieliła na dwie grupy. Udało mi się utrzymać w tej lepszej, pierwszej części, biegłem jednak jako jeden z ostatnich. Wraz z dystansem udało mi się przesunąć kilka pozycji. W końcu dobiegam do strefy zmian i rozpocząłem 38-kilometrowy odcinek rowerowy. Przed startem zakładałem sobie, że 25km na godzinę to jest tempo, którego powinienem się trzymać. Czułem się jednak dzisiaj silny, a dobrze przygotowanym rowerem jechało się bardzo dobrze. Szybko więc uzyskałem lepsze tempo i z powodzeniem udawało mi się je utrzymywać. Tylko w momentach, gdy wyjeżdżaliśmy z lasu w otwartą przestrzeń tempo znacznie spadało. Silne porywy wiatru z powodzeniem torpedowały szybką płynną jazdę i zaczynało być ciężko. Starałem się utrzymywać za plecami innych zawodników, w końcu jednak stawka rozciągnęła się tak mocno , że musiałem jechać sam. Po pewnym czasie dołączył do mnie jeden z zawodników i przez kolejne kilometry jechaliśmy razem dając sobie od czasu do czasu zmiany. Nasze drogi już raz kiedyś się skrzyżowały. W 2013 gdy biegłem swój pierwszy półmaraton w życiu ostatnie kilka kilometrów biegliśmy razem wspierając się nawzajem. I tym razem przyszło nam współpracować na trasie. Pierwsza pętla minęła bardzo szybko, czas na drugą. Tempo nadal całkiem wysokie. Już po zawodach okazało się, że udało mi się wykręcić najlepszy czas w życiu na dystansie 20km (43:35) W pewnym momencie spojrzałem przez ramię. W oddali niebo było po prostu granatowe. Nie wróżyło to niczego dobrego. Na szczęście spadło tylko kilka kropli. Mniej więcej w połowie drugiej pętli zaczęło brakować mi sił. Na jednym ze stromych podjazdów gdzie dodatkowo wiatr silnie wiał prosto w twarz poczułem kryzys. Trochę zostałem z tyłu. Od tego momentu do mety musiałem już radzić sobie sam. Im bliżej była meta tym było ciężej. Jeszcze na rowerze myślałem o tym, że po jedzie rowerem czeka mnie jeszcze ostatnia pięciokilometrowa pętla biegowa. Na samą myśl robiło mi się słabo. Marzyłem o łyku wody, bidon niestety od startu był pusty. W końcu upragniona strefa zmian i można było zsiąść z roweru.
Zostało jeszcze raz 5km biegu polnymi drogami. Po zejściu z roweru nogi były jak z waty, ciężko było nad nimi zapanować. Głowa chciała biec w jedną stronę, nogi w drugą. Z czasem wszystko wróciło do normy, sił jednak brakowało już coraz bardziej. Jedyne co mobilizowało to świadomość, że to już zaraz koniec. Na kilkuset metrowej ostatniej prostej jeszcze przyspieszyłem, by godnie przekroczyć metę, na której czekała już na mnie gorąca grochówka, herbata i kiełbasa z grilla. Podsumowując była to wspaniała impreza, której nie popsuła nawet słaba pogoda. Wspaniała, przyjazna atmosfera, znakomita organizacja, kolejne fajne doświadczenie. Z nieukrywaną przyjemnością wystartuje więc w kolejnej edycji za rok.
2015.04.19 Iganie (POL) Duathlon (5,3km – 38km – 5,3km): I DUATHLON O PUCHAR STAROSTY SIEDLECKIEGO – 2:18:01 (22:12 / 1:27:17 / 25:57)
Więcej zdjęć: