Przełajem

      Wrzesień, podobnie jak rok temu, upływa mi pod znakiem przygotowań do Maratonu Warszawskiego. Długie i częste treningi przeplatam tylko dwoma startami. Pierwszy z nich to przełajowy bieg leśnymi ścieżkami warszawskiego Parku Młocińskiego na dystansie 10km – Pro Touch Interrun Warsaw. Szczególnych oczekiwań odnośnie wyniku nie mam. Jesień to dla mnie przede wszystkim półmaratony i maraton i tam oczekuję dobrych rezultatów. Dlatego też bieg ten traktuję raczej ulgowo. W zasadzie to nawet trochę żałowałem, że wybrałem start w tych zawodach, bo przez to jestem zmuszony zmodyfikować trochę swój plan treningowy na maraton. Ostatecznie jednak zdecydowałem się nie odpuszczać tego biegu i tak, jak planowałem wziąć w nim udział. Na starcie tym razem staję z Asią i Piotrem. Pogoda dopisuje. Pięknie, słonecznie, ciepło. Biorąc pod uwagę fakt, że tym razem biegamy po lesie słońce nie przeszkadza w ogóle. Atmosfera kameralna, ale bardzo miła i sympatyczna. W końcu start. Planując biec spokojnie i ulgowo ustawiam się raczej z tyłu. Pierwszy kilometr jednak dosyć szybki. Postanowiłem troszkę zwolnić. Wydawało mi się, ze biegnę już trochę wolniej, choć na kolejnych pomiarach tego nie widać. Utrzymuję tempo. Każdy kolejny kilometr poniżej 5min. W głowie pojawia się myśl by może powalczyć o pobicie oficjalnej życiówki. Od 2 maja wynosi ona 49:06, choć na treningach dwukrotnie udało mi się już pobiec dużo szybciej. Ciężko się jednak biegnie. Nerwowo co chwilę spoglądam na czas.  Niecierpliwie wypatruję oznaczeń kolejnych kilometrów. Niedzielny półmaraton i długie ostatnie treningi sprawiły, że brakuje mi trochę biegowej świeżości. Nogi wydają się być ciężkie. Mniej więcej na siódmym kilometrze chwila słabości. Szybko jednak udaje się pokonać zadyszkę i wracam do siebie. Chwilę potem udaje się nawet mocniej przyspieszyć. Do mety coraz bliżej, a tempo ciągle bardzo dobre. Ostatni kilometr i biegnę coraz szybciej. Mniej więcej 300 metrów do mety decyduję się na ostry długi finisz. Podobny pomysł na końcówkę tego biegu ma drugi chłopak, który biegnie ze mną w kilkuosobowej grupce. Zostawiamy innych z tyłu. 200 metrów…, 100 metrów…. Żaden z nas nie chce odpuścić choćby o pół metra. Można by powiedzieć, że jest to już prawdziwy sprint. Kilkadziesiąt metrów do mety zostawiam rywala z tylu. Chwila gapiostwa z mojej strony i gdy już wydaje mi się, że będę lepszy rzutem na taśmę rywal przyspiesza. Zrównujemy się. Mijając metę kątem oka spoglądam w jego stronę. Wydaje się, że choć wbiegamy na metę niemal w tym samym momencie to chyba jednak był ode mnie o ułamek sekundy lepszy. Uśmiechnąłem się pod nosem zdając sobie sprawę, że przegrałem tą wygraną walkę na swoje życzenia. Nie ważne to jednak. Wzajemne gratulacje tuż za metą i podziękowanie za wspaniały pojedynek. Spoglądam na zegarek. Czas świetny: 47:20, co jest moją nową oficjalną życiówką na dystansie 10km (nieoficjalnie na treningu było już nawet 46:54). Na mecie czeka już na mnie Asia. Jak to w miewa w swoim zwyczaju pobiegła świetnie będąc czwarta wśród kobiet, a jak się chwilę potem okazało stanęła także na podium zgarniając nagrodę za II miejsce w swojej kategorii wiekowej. Parę minut po mnie dobiega Piotr. Wszyscy zmęczeni, ale zadowoleni, a na naszych szyjach piękne wyjątkowe medale ręcznie wykonane przez podopiecznych Warsztatu Terapii Zajęciowej przy Stowarzyszeniu na Rzecz Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną w Zamościu. Cieszę się, że ostatecznie zdecydowałem się na ten start. Abstrahując już nawet od bardzo dobrego wyniku to była świetna impreza i fantastycznie spędzony czas. Nie było też biegania na pół gwizdka, choć taki miałem plan oszczędzając się przed jutrzejszym dwudziestopięciokilometrowym treningiem. Choć pewnie jutro przyjdzie za to zapłacić. Ale co tam.

 2014.09.06 Warszawa 10km:  PRO TOUCH INTERRUN WARSAW – 47:20

DSC01802

Więcej zdjęć:

Oceń ten wpis

Ile gwiazdek przyznajesz?

Średnia ocena 0 / 5. Ilość głosów: 0

Brak głosów! Bądź pierwszym oceniającym.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *