Tym razem nie będzie o bieganiu, ale też o sporcie. W ramach przerwy i w oczekiwaniu na kolejny start pora na emocje piłkarskie i trochę wspomnień. Od kilku lat w naszej firmie organizowany jest turniej piłkarski Nielsen Eurocup. Był Dublin, Barcelona, Hamburg, Kopenhaga… pora na Warszawę. Reprezentacje oddziałów naszej firmy z 12 krajów przyjechały do naszej stolicy by jutro zmierzyć swoje siły w walce o puchar w najbardziej popularnej dyscyplinie sportowej na świecie czyli piłce nożnej. Polska drużyna raczej nie wyróżniała się niczym szczególnym i dostosowywała się poziomem sportowym do oficjalnej reprezentacji Polski. Swoje występy kończyliśmy zazwyczaj na poziomie grupowym. Oczekiwania i ambicje zostały jednak rozbudzone w zeszłym roku kiedy to zupełnie niespodziewanie również dla nas samych okazaliśmy się przysłowiowym “czarnym koniem” docierając do półfinału. Rozpoczęliśmy bardzo dobrze pokonując Anglików 2:1, a mi udało się otworzyć wynik. Mam szczęście do tej drużyny. Kilka lat temu w Dublinie też zmierzyliśmy się z Anglikami na otwarcie i także udało mi się pokonać angielskiego bramkarza. Wówczas wynik był jednak 1:2. W drugim meczu zwycięstwo nad Niemcami 2:0. W trzecim ostatnim meczu grupowym w zasadzie o nic, bo awans był już pewny porażka z Holandią 0:1, po chyba jedynym celnym strzale rywali z daleka. Ćwierćfinał to zwycięstwo z gospodarzami Danią 1:0 po bardzo emocjonującym meczu i w końcu porażka z Irlandią i zakończenie turnieju na półfinale. Niewiele brakowało by wynik był jeszcze lepszy, gdyż jeszcze na minutę przed końcem prowadziliśmy z faworyzowaną drużyną z “zielonej wyspy” 1:0. Pech chciał, że mimo wielu okazji z naszej strony to Irlandczycy znaleźli w końcu drogę do bramki wyrównując w ostatniej chwili. W karnych zabrakło szczęścia i swój występ zakończyliśmy razem z Włochami na miejscach 3-4. Osłabieni ciężkim bojem z naszą drużyną Irlandczycy w finale nie sprostali Anglikom. My natomiast uznani zostaliśmy najbardziej sympatyczną drużyną, która potrafiła dobrze bawić się nawet po porażce.
Tym razem na swoim boisku postaramy się powalczyć o zwycięstwo, a przynajmniej powtórzyć wynik. Będzie ciężko, gdyż konkurencja jest bardzo silna i każdej z drużyn przyświeca ten sam cel – wygrać, ale powalczymy. Miejmy nadzieję, że kilka miesięcy treningów zaprocentuje. Rok temu naszą bronią okazało się wybieganie, zaangażowanie i gra zespołowa. Na boisku zostawiliśmy serce. Liczę na to, że pokażemy to samo w tym roku. Przy odrobinie szczęścia będzie dobrze, choć moim osobistym faworytem jest nieobecna w Kopenhadze Hiszpania. Jeśli o mnie chodzi to ostatnie dwa treningi pokazały, że forma rośnie. Tuż przed turniejem na ostatnim treningu przydarzyła się niestety mała kontuzja. Mocno zbite żebro trochę przeszkadza, ale mam nadzieję, że jutro będę w pełni gotowy do gry.
Więcej zdjęć: