Spięte klamrą

      Doskonale pamiętam to czerwcowe popołudnie roku 2010, gdy w moich rodzinnych Siedlcach pierwszy raz organizowany był bieg na dystansie dziesięciu kilometrów. Była to pierwsza edycja Biegu Jacka. Początkowo dystans mnie przerażał, ale postanowiłem spróbować swoich sił uznając, że lepszej okazji na start, niż zawody we własnym, rodzinnym mieście może już po prostu nie być. Pamiętam te obawy, ten stres. Pamiętam te pytania zadawane wówczas w głębi serca samemu sobie co ja tu w ogóle robię. Pamiętam profesjonalnych zawodników w równie profesjonalnych strojach i pamiętam siebie… absolutnego debiutanta w zwykłym bawełnianym podkoszulku i sportowych butach, w których chodziłem na co dzień. Pamiętam swój bieg, pamiętam to słońce, pamietam tą walkę z samym sobą i swoimi słabościami, jak również pamiętam radość i dumę z ukończenia.

      Dziś po trzynastu latach znowu wziąłem udział, tym razem już w czternastej edycji Biegu Jacka i po raz kolejny już na dystansie półmaratonu. Były to moje dwieście pierwsze zawody biegowe w życiu i tylko nieodparta pokusa pobiegnięcia w Piątce z Żołnierzem i spotkania na starcie ambasadorki tego biegu naszej wspaniałej złotej i srebrnej Olimpijki ze sztafet w Tokyo Justyny Święty Ersetic sprawiła, że nie były to dwusetne, jubileuszowe. Nie mniej myślę, że fakt, że to właśnie od tego biegu zacząłem drugą dwusetkę też jest swoistą klamrą, którą spinam tych trzynaście lat swojego biegania. Na ten wynik złożyło się osiem maratonów, trzydzieści dziewięć półmaratonów i wiele, wiele innych zawodów na krótszych dystansach. Każde z nich to osobna, wspaniała przygoda, osobne wspomnienie. Wśród tych dwustu jeden zawodów swoje znaczne miejsce zajmują oczywiście też Biegi Jacka. To już moja jedenasta edycja. Jest to niewątpliwie jedna z tych imprez, w której startowałem do tej pory najczęściej.

      Dawno już nie miałem tak dużych obaw przed półmaratonem, jak tym razem. Choć ostatnio nie miałem z nim problemu to od kilku dni dokuczał mi Achilles i przy bieganiu czułem po prostu pewien ból. Muszę też uczciwie przyznać, że w tym roku przespałem lato z formą. W 2022 było tak dobrze, że wydawało mi się, że skoro może mniej intensywnie, ale jednak nadal regularnie i przecież całkiem sporo biegam, a dodatkowo jeżdzę dużo rowerem to wystarczy pare mocniejszych treningów i jak za pociągnięciem czarodziejskiej róźdźki półmaratońska forma wróci na tyle, że zagwarantuje mi to całkiem przyzwoity wynik i to bez żadnego “ale”.  Okazało się jednak, że w moim wieku na tym dystansie żadnych gwarancji chyba już nie ma i jak się nie włoży wystarczająco dużo wysiłku w przygotowania to nie ma co liczyć na cuda.  Na szczęście zrozumiałem to już kilka tygodni temu, widząc gdzie jestem z formą, czy to na treningach, czy to na Piątce z Żołnierzem. Mimo, że i tak nie zakładałem sobie poprzeczki wyjątkowo wysoko i po rekordowym sezonie 2022, w tym  roku chciałem po prostu się dobrze bawić i cieszyć bieganiem to jednak mocno zweryfikowało to moje oczekiwania na jesienne półmaratony, 

      Moje obawy przed tym startem potęgowała także pogoda. Ostatnie lata przyzwyczaiły już nas do tego, że na Biegu Jacka jest upał. Tym razem przewidywania meteorologów na ten dzień zmieniały się jak w kalejdoskopie od trzydziestostopniowych upałów, po dość dobre do biegania umiarkowe temperatury, czy też nawet deszcz. Obserwując zmieniające się do ostatniego dnia prognozy wydawało się, że będzie to prawdziwa ruletka. Ostatecznie aura trochę się zlitowała nad biegaczami (zwłaszcza półmaratończykami) i rano popadał mocny deszcz schładzając powietrze i rozgrzany w ostatnich dniach asfalt. Dopiero w drugiej części biegu temperatura znacznie wzrosła i wyszło słońce, no ale o tym dowiem się dopiero po pewnym czasie będąc juz na trasie.

      Specjalnych oczekiwań co do wyniku nie miałem. Zakładając że będzie potworny upał liczyłem się z tym, że być może przyjdzie mi walczyć ze złamaniem dwóch godzin. Widząc jednak jaka jest pogoda rano za absolutne minimum założylem sobie złamanie 1:55, a najlepiej próbować zbliżyć się do 1:50. Z takim też założeniem postanowiłem wystartować, a środkiem do tego celu miało być tempo na poziomie około 5 minut na kilometr. Na pierwszych dwóch siedmiokilometrowych pętlach udawało mi się to bez problemu. Mogę powiedzieć, że nawet trochę za łatwo. Czułem, że w końcówce być może trzeba będzie za to zapłacić pewną cenę, dlatego starałem się nawet trochę hamować sam siebie. Kończąc drugą pętlę spojrzałem w niebo. Z jednej strony przykrywały je w oddali czarne chmury, z drugiej przebijało się słońce. Zastanawiałem się co może przynieść to na końcówkę biegu. Ostatecznie chmury poszły bokiem, a na niebie coraz bardziej dominowało słońce. Niestety od razu miało to przełożenie na komfort mojego biegu i tempo, które od tego momentu zaczęło co chwilę wahać się od 5:00 do 5:30.  Coraz bardziej narastał także ból w Achillesie. Będąc kilometr przed metą już w zasadzie wiedziałem, że godziny i pięćdziesięciu minut złamać mi się nie uda, ale miałem już swiadomość  że raczej na pewno zrealizuję plan minimum. Ostatecznie na metę wbiegłem z czasem 1:51:14 mając wrażenie, że dystans tego biegu był jednak dłuższy o koło 200-300 metrów, co skradło mi być może brakujące sekundy. Nie miało to jednak już większego znaczenia. Z wyniku generalnie biorąc pod uwagę gdzie jestem z formą i tak jestem zadowolony. Bardziej rozczarowuje mnie samopoczucie na mecie, bo mimo niezbyt szybkiego tempa ten bieg dał mi sie trochę we znaki i nie ma co tłumaczyć tego pogodą, która mimo wszystko suma sumarum nie była najgorsza, a przez wiekszość dystansu wręcz dobra. Okazje do poprawki tego wyniku będą już wkrótce. Najbardziej cieszy kolejny zaliczony półmaraton i okazja spotkania wielu przyjaciół i znajomych często niewidzianych od lat. To była miło spędzona niedziela.

2023.08.27 Siedlce Półmaraton: 14 BIEG SIEDLECKIEGO JACKA – 1:51:14


Piątka z Żołnierzem 2

      W tym roku lato mija mi dość leniwie jeśli chodzi o starty, muszę przyznać. O ile cały czas biegam naprawdę sporo i regularnie to jednak zdecydowanie mniej intensywnie i zawodów, w których startuję też jest jak na lekarstwo. O ile w 2022 między wiosenną, a jesienną serią półmaratonów skupiłem się na poprawie swoich życiówek na któtszych dystansach, to jest na 5 i 10 kilometrów, o tyle w tym roku takich planów, ani oczekiwań już nie miałem i raczej po prostu cieszę się bieganiem, niż faktycznie trenuję. Gdy już mentalnie nastawiałem się powoli, że moimi następnymi zawodami będzie siedlecki półmaraton w ostatni weekend sierpnia to pojawiła się informacja o organizowanym w ramach centralnych obchodów Święta Wojska Polskiego biegu Piątka z Żołnierzem i żeby zdecydować się pobiec w tych zawodach długo nie musiałem się zastanawiać.

      Startowałem już w pierwszej edycji tego biegu w zeszłym roku i mam bardzo miłe wspomnienia. Sportowo może nie byłem do końca usatysfakcjonowany, bo mimo, że pobiegłem wówczas swoją najszybszą w życiu piątkę na atestowanej trasie to jednak poprzeczka, którą sobie wtedy zawiesiłem była jeszcze troszkę wyżej. Celem był bowiem mój najlepszy w życiu wynik na tym dystansie z nieatestowanej trasy,  a tego już niestety nie udało się zrealizować i to nie dlatego, że nie było mnie na to stać, ale dlatego, że po popełnionych już od samego początku błędach taktycznych zbyt szybko się poddałem i nie dałem z siebie wszystkiego. W ostatecznym rozrachunku, ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu zabrakło mi do realizacji planu jedynie czternastu sekund, więc był to wynik jak najbardziej w moim zasięgu. Rozczarowanie z tym związane wynagrodziła na pewno fajna atmosfera oraz możliwość spotkania, zrobienia wspólnego, pamiątkowego zdjęcia i porozmawiania z naszymi wspaniałymi biegaczami, medalistami Mistrzostw Świata i Europy Marcinem Lewandowskim i Jakubem Krzewiną, a życiówka z nieatestowanej trasy została ostatecznie kilka tygodni później poprawiona i tak… i to dwukrotnie.


      W tym roku dla odmiany ambasadorką biegu została kobieta – Justyna Święty-Ersetic, jedna z najlepszych biegaczek na 400 metrów na świecie, złota i srebrna medalistka olimpijska ze sztafet na Igrzyskach w Tokyo i nie ukrywam, że poza świętowaniem Dnia Wojska Polskiego, możliwości spotkania wielu znajomych był to jeden z decydujących czynników, który sprawił, że postanowiłem wybrać się do Warszawy i wziąć udział w tych zawodach. Choć sam biegam znacznie dłuższe dystanse to zdecydowanie jestem fanem zarówno biegów na 400 metrów, zwłaszcza sztafetowych, które uważam za chyba najbardziej widowiskowe, jak i naszych wszystkich wspaniałych Pań wchodzących w skład drużyny określanej od nazwiska trenera mianem “Aniołków Matusińskiego”.  Możliwość spotkania jednej z Nich (w moim przypadku już kolejnej, po Małgosi Hołub-Kowalik i Natalii Kaczmarek) wydawała sie być pokusą nie do odrzucenia. Panią Justynę udało się spotkać już przed biegiem, także chwilę porozmawiać i było to dla mnie bardzo miłe przeżycie.  Inną ciekawą osobą, którą udało mi się spotkać na tym biegu był Mariusz Giżyński, jeden z naszych najbardziej utytułowanych maratończyków wielokrotny mistrz i medalista Mistrzostw Polski.

      Sportowo na nic się nie nastawiałem. Założyłem sobie tylko bardzo, bardzo bezpiecznie, że chciałbym pobiec każdy kilometr trasy zlokalizowanej wokół Stadionu Narodowego w czasie poniżej 5 minut i to był jedyny cel. Zadania na pewno nie ułatwiała wyjątkowo upalna pogoda, która nawiedziła w ostatnich dniach Polskę. Nie pomagał też fakt, że w tym roku bieg był organizowany na tyle wcześnie, że aby dojechać z Siedlec do Warszawy to musiałem wstać już o 5 rano. No, ale poprzeczka wydawała się być zawieszoną na tyle nisko, że raczej nie zakładałem, że nie uda się zrealizować swoich założeń, nawet mimo niesprzyjających okoliczności.

      W końcu nadszedł moment startu. Starałem się zacząć bardzo ostrożnie, ale już przyzwyczaiłem się do tego, że stosunkowo moje małe doświadczenie na tym dystansie czasem sprawia, że daję się ponieść emocjom i zaczynam szybciej, niż sobie zakładałem. Tym razem bardzo szybko nie było, ale szybciej niż myślałem o tym jeszcze tuż przed startem. Po 500 metrach według oficjalnych wyników w blisko 800-osobowym gronie zajmowałem 201 miejsce. Pierwszy kilometr pokonałem w czasie 4:32, drugi był jeszcze troszkę szybszy – 4:25. Mniej więcej tutaj na trasie spotkałem swoją klubową koleżankę Basię, która zresztą na codzień także jest żołnierzem i dumnie nosi polski mundur. Pozdrowiliśmy się nawzajem. Wiedziałem, że będzie biegła w tych zawodach, ale spodziewałem się, że jest gdzieś przede mną. Byłem więc zaskoczony mając Ją na tym etapie biegu ciągle za swoimi plecami. Wkrótce wyprzedziła mnie, ale widząc, że nie tylko ja znoszę tak ciężko trudy tego biegu zrobiło mi się jakoś trochę raźniej i choć na chwilę zmobilizowało mnie do  większego wysiłku. Na kolejnym pomiarze czasu zlokalizowanym w połowie trasy zajmowałem dokładnie taką samą pozycję jak na wcześniejszym, czyli 201. Trzeci kilometr trochę zwolniłem (4:40) mimo to przesunąłem się o kilka miejsc na 197.  Czwarty najwolniejszy – 4:45, być może był to efekt długiego podbiegu. Na piątym ostatnim, gdzie jak to często bywa zbiera się raz jeszcze reszki sił na finisz udało się osiągnąć czas 4:35, by ostatecznie wpaść na metę na 195 miejscu z wynikiem 23:19. Osiemnaście sekund za Basią. Na mecie na zawodników czekała Pani Justyna i był to na pewno ogromny zaszczyt przyjmować medal z Jej rąk. 

      Mimo, że pobiegłem dużo wolniej, niż rok temu i czas był zdecydowanie gorszy, to nie był dla mnie lekki bieg. Na pewno nie tłumaczy tego jedynie wczesna pobudka, czy upalna pogoda. Owszem, słońce grzało bardzo mocno, a wyasfaltowana i wybetonowana trasa to całe ciepło oddawała prosto w ciała biegaczy i biegło się naprawdę ciężko. Nie mniej prawda jest taka, że jestem daleki od swojej zeszłorocznej, życiowej dyspozycji. Troszkę to niepokojące, bo zdawałem sobie sprawę, że aktualnymi treningami i ich intensywnością nawet nie zbliżę się do zeszłorocznych wyników, ale mimo wszystko myślałem, że przed jesiennymi półmaratonami jestem w trochę innym miejscu. No coż…   

     Po biegu na biegaczy i przybyłych pod Stadion Narodowy Warszawiaków czekał piknik, podczas którego zaprezentowano nowoczesny sprzęt wojskowy zarówno naszej, jak i sojuszniczych armii. Chętni mogli zobaczyć z bliska najnowsze uzbrojenie, a także porozmawiać z żołnierzami. Niewatpliwie było to bardzo ciekawe wydarzenie i cieszy, że Warszawiacy tak licznie pojawili się by tego dnia świętować z naszą armią. Korzystajac z okazji warto w tym miejscu podziękować polskim żołnierzom, którzy dzień i noc, bez względu na porę roku, czy jest gorąco, czy zimno stoją na straży naszych granic i dbają o to by nasza Ojczyzna w tych trudnych, burzliwych czasach była bezpieczna. Doceniam i szanuję. Ku Chwale Ojczyzny!

2023.08.15 Warszawa 5km: II PIĄTKA Z ŻOŁNIERZEM – 23:19