Jeśli wśród zawodów, w których startowałem podczas kilkunastu lat swojego biegania miałbym wymienić te, które mają szczególne miejsce w moim sercu, na które regularnie wracam z sentymentem i co roku na nie czekam bez wątpienia musiałbym wśród nich wymienić warszawską Sztafetę Maratońską Ekiden. Uczestniczę w nich nieprzerwanie od 2014 i muszę przyznać, że mam z nimi związanych wiele bardzo miłych wspomnień. To, co niewątpliwie wyróżnia je od innych to to, że biegnie się drużynowo. Nie tylko dla siebie, ale także dla kolegów, dla całej ekipy, także dla firmy, którą się reprezentuje. Drużynę stawowi 6 osób, które biegną po kolei na swoich zmianach dystanse 7,195km, 10km lub 5 km, by ostatecznie wspólnie przebiec dystans pełnego maratonu. Poza niewątpliwą indywidualną frajdą związaną z atmosferą zawodów i rywalizacją biegową dochodzi też element integracji, dopingowanie swojej drużyny i kolegów, którzy ją współtworzą. Gdy do tego dochodzą niewątpliwie sukcesy, których na przestrzeni tych lat też nie brakowało satyfakcja jest ogromna, a i równie wielki sentyment. Również miejsce rozgrywania tych zawodów było mi zawsze bardzo bliskie. Przez prawie 10 lat mieszkałem w okolicach Parku Szczęsliwickiego w Warszawie, gdzie przez ostatnie lata odbywał się Ekiden, spędzałem tam sporo czasu, biegałem w tym parku kilka razy w tygodniu, znałem tą trasę bardzo dobrze i zawsze dobrze się na niej czułem.
Latem 2019 roku postanowiłem zmienić coś w swojej karierze zawodowej i zmieniłem firmę. Miałem nadzieję, że w następnym roku, tym razem już w nowych barwach i z nowymi kolegami i koleżankami uda nam się znowu stanąć na starcie tych zawodów. Niestety pandemia pokrzyżowala te plany i w 2020, a także w 2021 Ekiden się nie odbył. Trzeba było poczekać na kolejny start 3 lata, ale w końcu nadszedł ten moment, by znowu cieszyć się bieganiem sztafetowym. Tak, jak kiedyś, choć w sumie zupełnie po nowemu. Tym razem Ekiden był dla mnie zupełnie innym doświadczeniem. Przede wszystkim zmieniło się miejsce rozgrywania biegu i w tym roku impreza odbyła się w parku Kępa Potocka w zupełnie innym rejonie miasta. Ze wszystkich Ekidenów, które mam na koncie tylko ten pierwszy z nich w 2014 się odbył właśnie tam. Po drugie zmieniła się zupełnie moja rola. Przez 6 kolejnych lat to ja byłem głównym koordynatorem naszego startu i kapitanem, który odpowiadał za cały zespół składający się często aż z 8 drużyn, czyli w sumie jak łatwo policzyć nawet 48 osób. Z jednej stron oznaczało to pewien prestiż, ale z drugiej sporo obowiazków, nerwów i odpowiedzialności za to, aby wszystko się udało i wszystkie drużyny wystartowały i ukończyły, przede wszystkim w zdrowiu, ale także w dobrym humorze. Czasami było to dość stresujące, bo przy takiej ilości osób zawsze działo się coś, czego człowiek nie jest w stanie przewidzieć. Tym razem jedynym moim obowiązkiem było dotarcie na zawody, przebiegnięcie 10 kilometrów i dobra zabawa. Organizacją naszego startu zajęli się inni, a konkretnie nasz kapitan Marek, a ja mogłem się skupić jedynie na tym aby dać z siebie wszystko i po prostu dobrze pobiec. Bez stresu i żadnego spinania się. Muszę przyznać, że jest to bardzo komfortowa rola. Inne też w tym roku były barwy, które reprezentowałem. Po 6 latach startowania w Nielsenie tym razem przyszło mi dumnie reprezentować jedną z dwóch drużyn firmy Parexel. Moją drużynę poza mną uzupełnili koleżanka i koledzy z działu: Kamila, Kuba, Adam, Jacek i Paweł, z którym już raz biegałem Ekidena jeszcze w barwach Nielsena.
Pogoda tym razem była idealna do biegania. Dokładnie taka jaką lubię. Ekiden zawsze mi się kojarzyl z ogromnym upałem. Jedynie ten ostatni w 2019 się pod tym względem wyróżniał, bo pierwsze zmiany biegły w strugach deszczu po oberwaniu chmury i dopiero zawodnicy ostatnich zmian musieli zmierzyć sie z dusznym powietrzem i słońcem. Można zatem powiedzieć, że tym razem pogoda sprzyjała. Nasz bieg rozpoczął na pierwszej zmianie Kuba. Po pokonaniu ponad 7 kilometrów przekazał pałeczkę Pawłowi przed którym było 10-kilometrowe wyzwanie. Paweł jest niewątpliwie naisilniejszym punktem naszej drużyny. Wiedziałem więc, że nie będzie kazał mi na siebie zbyt długo czekać i faktycznie pokazał na co go stać. Przede mną było kolejne 10km. Generalnie przed startem nie miałem ścisle określonych oczekiwań co do swojego wyniku. Zakładałem, że powinienem pobiec poniżej 48 minut. Już na starcie jak to często bywa ambicja zaczęła podpowiadać mi by może spróbować pobiec trochę szybciej i zobaczyć co z tego wyjdzie.
Gdy przejąłem od Pawła pałeczkę biegło mi się stosunkowo dobrze. Postanowiłem więc spróbować biec tempem 4:30 na kilometr i zobaczyć jak długo tak wytrzymam. Mimo, że mijał kilometr po kilometrze udawało mi się to w zasadzie bez jakiegoś strasznego wysiłku. Warto tutaj wspomnieć o jednym momencie podczas którego przeżyłem pewną małą swoistą hustawkę mentalną. To moment, w którym dobiegłem do punktu oznaczonego flagą “3km”. W pierwszej chwili pomyślałem, że do mety mam jeszcze 3 kilometry i coś mi się tu nie zgadzało, bo byłem przekonany, że przebiegłem już 8, no ale choć przyjąłem to z małym grymasem twarzy to jednak wziąłem to na przysłowiową “klatę” i pomyślałem “jak mus to mus.. zostało trzy, niech będzie trzy”. Trwałem w tym przekonaniu przez cały kilometr, aż dobiegłem do kolejnego znacznika “4km” i wtedy do mnie dotarło, że przecież te “3km” to nie oznaczało, że zostało 3 kilometry do metry tylko że przebiegłem już 3km z drugiej pięciokilometrowej petli, a do mety zostało 2. Nie wiem skąd się wzięło tego typu zaćmienie. Mimo, że przebiegłem dość spory dystans w bardzo dobrym jak na swoje możliwości, wręcz rekordowym tempie, to jednak nie czułem się strasznie zmęczony. Fakt jest jednak faktem, że się pomyliłem, ale gdy zrozumiałem swój błąd uśmiechnąłem się w głębi duszy i swiadomość, że do mety jest już dużo bliżej, niż mi sie wydawało jeszcze chwilę wcześniej dodała mi dodatkowej energii, która pozwolila przebiec ostatni kilometr najszybciej ze wszystkich dziesięciu. Po dotarciu na koniec swojej zmiany przekazałem pałeczkę Kamili, przed ktorą podobnie zresztą jak przed Jackiem i Adamem był dystans 5 kilometrów.
Całość zajęła nam 3 godziny 25 minut i 54 sekundy. Motto naszej firmy brzmi “what We do We do with heart” i tak też to przebiegliśmy. Z sercem. Każdy z nas dał tyle ile mógł, a przede wszystkim swoje towarzystwo, bo był to naprawdę miło spędzony czas. Pandemia sprawiła, że od dwóch lat w zasadzie pracuję z domu, nie spotykamy sie na codzień w biurze, rzadko mamy okazję porozmawiać na żywo na tematy niezwiązane z pracą. Była więc okazja miło spędzić ze sobą czas i odswieżyć relacje. Ja swoje 10 kilometrów przebiegłem w 44 minuty i 9 sekund i jest to najszybsze 10 kilometrów w moim życiu. Cieszy, naprawdę cieszy, zwłaszcza, że była to dla mnie duża niespodzianka. Naprawdę nie spodziewałem się takiego wyniku. Owszem, przez ostatnie miesiące mocno trenowałem, ale miałem wrażenie, że od czasu maratonu w Łodzi moja forma mocno spadła. Okazało się, że jednak jeszcze nie jest tak źle. Myślę, że dużą rolę odegrała tu też pogoda.
Na koniec nie sposób nie wspomnieć słowem o moich kolegach i byłej drużynie Nielsena. W zasadzie sporo się zmieniło, reprezentacja Nielsena na Ekidenie już nie jest tak liczna jak kiedyś, firma się podzieliła, jedni przestali biegać, inni zmienili pracodawcę, na ich miejsce przyszli nowi to jednak miło było znowu się zobaczyć. Nie widzieliśmy się w zasadzie trzy lata, a z niektórymi z nich wspólnie przeżyliśmy wiele miłych chwil, czy to w biurze, czy to na róznego rodzaju zawodach, czy wyjazdach. Nie ukrywam też, że trzymałem kciuki i Im kibicowałem. Po 6 latach odbijania się od podium i zajmowania miejsc czwartych czy piątych w klasyfikacji Mistrzostw Firm miałem nadzieję, że uda im się w końcu zbudować drużynę, która będzie w stanie powalczyć o jak najwyższe miejsca, zwłaszcza, że po pandemii konkurencja jest jakby zdecydowanie mniejsza i tak też sie stało. Nielsen wygrał swoją poranną turę, w której startowali razem z nami. W drugiej popołudniowej turze tylko odwieczny rywal Accenture okazał się (zresztą jak zwykle) lepszy i w 7 starcie w końcu udało się Im wybiegać upragnione 2 miejsce w Klasyfikacji Mistrzostw Firm. Po tylu latach prób gdzie czasami było o włos należało się. Szczerze gratuluję!
2022.05.14 Warszawa Maraton: XVI SZTAFETA MARATOŃSKA EKIDEN – 3:25:54 (moje 10km: 44:09)
Dzięki za słowa uznania, ale nie przesadzajmy… 😉 Fajnie było znowu razem pobiegać i jeszcze raz gratuluję super wyniku! Pozdrowienia i do następnego 🙂
No nie przesadzam 🙂 Taka jest prawda, co zreszta najbardziej wymiernie pokazują czasy 🙂 pozdrawiam!