To miał być jeden z trudniejszych półmaratonów w moim życiu, bo w zasadzie ogóle się pod tym kątem nie przygotowywałem. Ostatni raz taki dystans przebiegłem pół roku wcześniej w marcu w Limassol na Cyprze. Jeszcze wczoraj mocno zastanawiałem się czy w ogóle wystartować i czy uda mi się ten bieg ukończyć, bo dodatkowo we wtorek przypałętała się zupełnie absurdalna kontuzja. W środę miałem nawet problemy z normalnym chodzeniem. Ostatecznie postanowiłem stanąć na starcie z zamiarem spróbowania złamania godziny i pięćdziesieciu minut.
W czasie biegu na szczęście uraz bardzo nie przeszkadzał, a i forma okazała sie nie być wcale taka najgorsza. Biegło się w miarę dobrze. Sprzyjała też na pewno pogoda. W przeszłości bywało, że Bieg Jacka odbywał się zarówno w upale, jak i w zimnym deszczu. Tym razem można powiedzieć pogoda do biegania była wręcz idealna. Postanowiłem przebiec ten bieg bez kontroli czasu. Mój plan zakładał wystartowanie przed pacemekerem, a w momencie gdy mnie dogoni po prostu podłączenie się pod niego i dotarcie razem do mety. Mniej więcej do 19 kilometra mój bieg wyglądał właśnie w ten sposób. W zasadzie cały czas mobilizowałem się czując i widząc kątem oka jak się do mnie zbliża pacemaker i odpierając kolejne ataki najpierw z kolegą Jackiem, potem już sam. Gdy zaczynało powoli brakować sił, na mniej więcej dwa kilometry przed metą w końcu mnie minął i nie miałem już wystarczajaco energii i determinacji by poraz kolejny podjąć walkę i znowu przyspieszyć okazało się, że to nie był pacemaker na 1:50, tak jak cały bieg mi się wydawało, ale na 1:45. Uśmiechnąłem się sam do siebie w głębi serca i wiedząc już ze mam spory zapas czasu względem swojego planu spokojnie dotarłem do mety. Ostatecznie wyszło 1:45:09. Gorzej od życiówki, ale dużo powyżej oczekiwań. Fajny bieg, pogoda do biegania idealna, świetna atmosfera jak zwykle i wiele znajomych twarzy i miłych spotkań. Cóż więcej trzeba…
2018.08.26 Siedlce Półmaraton: IX BIEG SIEDLECKIEGO JACKA – 1:45:09
Więcej zdjęć z biegu: