Swoją przygodę z bieganiem zacząłem w 2010 roku. Choć na początku nie była to miłość od pierwszego wejrzenia i dopiero dwa lata później złapałem prawdziwego bakcyla, to jednak pierwsze zawody, które pobiegłem w życiu miały miejsce właśnie 10 lat temu. W zasadzie już od kilku miesięcy miałem w sobie sporo chęci, by w jakiś specjalny sposób uczcić ten jubileusz. Byłem mocno zmotywowany do tego, by w tym roku spróbować rozprawić się ze swoimi rekordami na czterech najbardziej popularnych dystansach to jest 5km, 10km, półmaraton i maraton, a potem po 10 latach ścigania się z czasem, biciu swoich rekordów po prostu zacząć się bieganiem już tylko bawić. Jako pierwszy miał być półmaraton. Generalnie moje plany związane z tym dystansem w tym roku są bardzo ambitne. Mam zaplanowane, aż cztery półmaratony. Pierwsza miała być znana z szybkiej trasy Wiązowna. Liczyłem, że i dla mnie będzie szczęśliwa, a żeby temu szczęściu dopomóc trenowałem przez ostatnie miesiące naprawdę mocno i solidnie. Celem oczywiście była życiówka, czyli poprawienie wyniku z Malty z 2017 roku (1:42:42), aczkolwiek miałem nadzieję, że pozostanie nią jedynie przez miesiąc, gdyż najważniejszym biegiem w tym roku, a w zasadzie w całym moim biegowym życiu ma być World Athletics Championships, czyli otwarte Mistrzostwa Świata w półmaratonie w Gdyni. To właśnie tam, na tej imprezie chciałbym pobiec swój najszybszy półmaraton w życiu.
Do Wiązownej wybrałem się z kolegą Jackiem i jego znajomym Łukaszem. Każdy z nas miał swoje ambitne plany odpowiadające indywidualnym możliwościom i przepracowanym treningom. Każdy z nas też mocno zmotywowany. Pogoda do szybkiego biegania chyba idealna. Dość chłodno, ale nie jakoś strasznie zimno. W dodatku nie było, ani śniegu, ani lodu, co o tej porze roku nie byłoby przecież żadnym zaskoczeniem. Miałem swój plan na ten bieg. Studiując profil trasy wiedziałem, że najtrudniejsze będą trzy momenty, gdzie są podbiegi, czyli mniej więcej na szóstym, trzynastym i siedemnastym kilometrze. Potem miało być już raczej łatwo, bo albo płasko, albo z górki do samej mety. Najważniejsze więc było dotrwać do tego momentu licząc, że w przypadku dobrego wyniku potem pomoże już i ambicja i adrenalina. Pierwsze kilkaset metrów jeszcze asekuracyjnie, ale potem przyspieszyłem i starałem się biec kontrolując tempo w granicach 4:45 na kilometr. Generalnie w miarę mi się to udawało. Dopiero tak, jak się spodziewałem trzynasty kilometr był znacznie wolniejszy (sekundę powyżej 5 minut), podobnie było na kilometrze siedemnastym. Nie mniej czułem się cały czas bardzo dobrze, a przede mna zostały jedynie cztery ostatnie kilometry płaskie lub z górki. Czułem się nadal bardzo dobrze, nie było większego kryzysu. Nawet przez chwilę nie straciłem wiary, że może się udać i cel nie zostanie zrealizowany. Zwłaszcza, że przecież ciągle miałem zapas czasu wypracowany na dotychczasowym dystansie. Oczywiście w głowie pojawiały się delikatne obawy, że na samej końcówce może pojawić się jakiś kryzys, ale ten na szczęście nie nastąpił. W końcu ostatnia prosta. Biegnąc do mety starałem się jeszcze trochę przyspieszyć. Byłem tak bardzo przejęty biciem swojego rekordu (bo chyba nie aż tak bardzo zmęczony, przynajmniej tego nie czułem), że zatrzymałem się 5 metrów przed metą myśląć, że to jest już linia finiszowa tracąc przy tym co najmniej kilka sekund. Na szczęście po chwili przyszło otrzeźwienie i w końcu osiągnąłem już tą właściwą metę. Czas 1:41:47. Plan zrealizowany. Poczułem ogromną radość i nadzieję, że w Gdyni może być naprawdę pięknie…
Epilog: Niestety życie napisało przykry scenariusz do tej historii. Najpierw w Europie, a potem także w Polsce pojawiła się pandemia koronawirusa. Kolejny bieg, który miał być już ostatnim przetarciem przed Gdynią, czyli wyjazdowy Jerusalem Halfmarathon został przesunięty na jesień, podobnie stało się z Gdynią, Po kilku miesiącach oba biegi tak samo zresztą jak inne wydarzenia biegowe w calej Europie w tym półmaraton w Tbilisi na który bylem juz zarejestrowany we wrześniu zostały już całkowicie odwołane. Nie ukrywam, że był to dla mnie duży sportowy cios i spore rozczarowanie. Poświeciłem na przygotowania kilka miesięcy, byłem w życiowej formie i wszystko tak naprawdę poszło na marne. No cóż.. Rok 2020 biegowo zaczął się w lutym piękną życiówką i w tym samym lutym się właściwie skończył. Nie tak wyobrażałem sobie swój jubileusz…
2020.02.23 Wiązowna Półmaraton: PÓŁMARATON WIĄZOWSKI – 1:41:49