Z ułańską fantazją

      Raczej nie należę do osób, które zapisują się na zawody spontanicznie w ostatniej chwili, a już na pewno nie robię tego, gdy chodzi o półmaratony. Zwykle układam swój biegowy kalendarz na przełomie roku i potem krok po kroku realizuje swój założony dużo wcześniej plan. Trudno więc było spodziewać się, że teraz,  gdy mój biegowy sezon zbliża się już powoli do końca i zostały mi ostatnie zaplanowane w tym roku półmaratony to pojawi się decyzja o kolejnym. Tak jednak faktycznie się stało. Podczas siedleckiego Biegu Prawie Górskiego okazało się, że kilku moich klubowych kolegów wybiera się do Kraśnika na Półmaraton im. 24 Pułku Ułanów. W zasadzie długo się nie zastanawiałem i jeszcze tego samego dnia, wieczorem byłem zapisany. Pozostało więc już jedynie odliczać czas do tych zawodów, a w międzyczasie sprawdzić czemu akurat to 24 Pułk Ułanów jest patronem tego wydarzenia. Odpowiedz okazała się stosunkowo prosta. Tak się bowiem złożyło, że mocno zasłużony w wojnie z bolszewikami Pułk, którego historia sięga 1920 roku dwa lata później przeniósł się właśnie do Kraśnika i stacjonował tu aż do września 1939 roku, czyli do rozpoczęcia II wojny światowej.

      Na bieg wybraliśmy się samochodem w dniu biegu, co wymagało ze względu na prawie dwustukilometrową odległość wczesnej pobudki. Na szczęście start był zaplanowany dopiero o 11. Był więc czas aby spokojnie dojechać i po trzech godzinach, które minęły nam na miłych rozmowach byliśmy na miejscu. Trochę niepokoiła nas pogoda. Deszcz miał padać w zasadzie cały dzień, nie było na szczęście jakoś strasznie zimno. Szczególnych planów na ten bieg w zasadzie nie miałem, ale ostatnie małe sukcesy tknęły we mnie troszkę dodatkowej ambicji. Od końca sierpnia miałem już na koncie 5 półmaratonów i każdy kolejny był coraz szybszy, a w dwóch ostatnich w Gnieźnie (1:44:20) i Gdańsku (1:43:58) udało mi uzyskać jedne z dziesięciu najlepszych czasów we wszystkich moich 55 ukończonych do tej pory biegów na tym dystansie. Uznałem więc, że warto było by się z tymi wynikami zmierzyć i spróbować je poprawić. Mimo to choć początek był z górki to zacząłem stosunkowo ostrożnie i bez szczególnej determinacji. Pogoda raczej też nie nastrajała optymizmem. Wiało, padał deszcz, tylko momentami przestawał, a położona na Wyżynie Lubelskiej pagórkowata trasa, też do najłatwiejszych nie należała. Nic zatem nie wskazywało, że dziś może się tutaj wydarzyć coś spektakularnego. Gdy po kilku kilometrach wybiegliśmy z Kraśnika i przemierzaliśmy kolejne okoliczne miejscowości starałem się także podziwiać tutejsze  malownicze krajobrazy. Po siedmiu kilometrach moją uwagę przykuł znak drogowskaz informujący o kierunku na “Szlak Frontu Wschodniego 1914-1918”. Ciekawią mnie rzeczy związane z historia XX wieku. Już w domu sprawdzę, że ten szlak to efekt ogólnopolskiej inicjatywy, w którą zaangażowane są regiony od południa do północy Polski, a która w swoim zamierzeniu miała połączyć i wyeksponować wszystkie ważniejsze miejsca, w których w latach 1914-1918 toczyły się walki. Pamiątkami po wydarzeniach związanych z I Wojną Światową są m.in. cmentarze, twierdze, fortyfikacje, wciąż zachowane okopy, budowane na potrzeby frontu. W województwie lubelskim szlak ma podobno aż około 400 km. Ciekawa inicjatywa. Może kiedyś będzie okazja poznać go bliżej, na przykład na rowerze. Czas pokaże. Chyba mniej więcej w tym momencie w końcu postanowiłem się bardziej sprężyć i mocniej powalczyć. Nie biegło mi się jak strasznie komfortowo, z drugiej strony kilometry mijały bardzo szybko. Coraz śmielej wracałem więc do planów ze startu. W pewnym momencie sytuacja na trasie ułożyła się w ten sposób, że po kilku samotnych kilometrach przyszło mi biec w towarzystwie dwóch innych osób. Starałem się utrzymac w tej małej grupce i generalnie mi się to udawało. Gdy po 10 kilometrach okazało się, że pobiegłem je najszybciej w tym roku byłem już mocno zdeterminowany. Mniej więcej w połowie dystansu dobiegliśmy do parku. Niedługo potem do tutejszego zalewu. Trzeba przyznać że jest całkiem urokliwy. Oba miejsca zdecydowanie urozmaiciły trasę. Mimo wiatru, który w tych okolicach przeszkadzał trochę bardziej, niż wcześniej nadal udawało mi się utrzymywać swoje tempo przez kolejne kilometry. Na szesnastym pojawił się pierwszy mały kryzys, ale szybko udało się go przezwyciężyć. Niestety do kolegów z którymi pokonywałem poprzednie kilometry straciłem tutaj za dużo i od tego momentu znowu musiałem już biec samotnie. Przede mną była już tylko jedna przeszkoda. Przeglądając profil trasy przed startem biegu nie sposób było nie zauważyć naprawdę stromego podbiegu na siedemnastym kilometrze. Czekałem na niego już od pewnego czasu z obawami i niepokojem licząc się z tym, że może przekreślić cały dotychczasowy wysiłek. Na szczęście nie okazał się wcale taki straszny. Gdy go pokonałem i nadal czułem się całkiem dobrze zaczynało do mnie docierać, że dziś rezultat będzie naprawdę dobry. Na ostatnich dwóch kilometrach dałem z siebie tyle ile mogłem i do mety dobiegłem w czasie 1:41:04. Szok. Nigdy bym nie przypuszczał że dziś biorąc pod uwagę swoją aktualną formą, pogodę, trudną trasę jestem w stanie pobiec na taki wynik. Nawet, gdy już uwierzyłem, że stać mnie dziś na najszybszy półmaraton w tym roku to myślałem, że będzie to raczej czas gorszy o conajmniej minutę, może nawet dwie. W najśmielszych snach nie oczekiwałem, że będzie to mój czwarty najszybszy półmaraton w życiu. A jednak…

      Nie wiem jak to się stało. Chyba nawet nie próbuję tego zrozumieć. Po prostu się cieszę, że na którymś kilometrze nawiązując trochę do patronów tego wydarzenia dałem się ponieść ułańskiej fantazji. Cieszę się, że choć nie było do tego absolutnie żadnych podstaw naprawdę uwierzyłem, że stać mnie dzisiaj na to by przyspieszyć do tempa, w którym nie biegałem półmaratonów od ponad dwóch lat i uda mi się je utrzymać, aż do samej mety. Do domu wróciłem wyjątkowo zadowolony, podobnie zresztą jak koledzy, którzy także odnieśli swoje mniejsze lub większe sukcesy. To była naprawdę udana niedziela. Cieszę się, że mimo, że tak bardzo spontaniczna była to decyzja to ją podjałem, bo ten wyjazd poza tym, że spędziłem miło czas to dał mi naprawdę wiele radości i mentalnego kopa.

      Na sam koniec warto jeszcze odnotować jeden fakt. Mniej więcej półtora tygodnia przed zawodami w wieku 101 lat odszedł kpt. Jan Brzeski. Jako 16-latek jesienią 1939 r. przedostał się na Węgry i przez Jugosławię dotarł do Francji. Przed inwazją w Normandii dołączył do 24 Pułku Ułanów, z którym przeszedł cały szlak bojowy w latach 1944-45. W 2020 r. został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, a w 2024 r. Prezydent Francji odznaczył Go Krzyżem Kawalerskim Orderu Legii Honorowej. Wraz ze śmiercią kapitana Brzeskiego zakończyła się pewna epoka. Był On bowiem ostatnim żyjącym ułanem kraśnickiego Pułku. Cześć Jego pamięci.

2024.10.06 Kraśnik Półmaraton: IX KRAŚNIK PÓŁMARATON IM> 24 PUŁKU UŁANÓW – 1:41:04

Zdjęcia: własne / krasnik.eu / Johannes Vande Voorde / Wild Sport Fotografia