Dwieście

      Gdy późnym latem 2013 roku spełniałem właśnie swoje pierwsze biegowe marzenie i prężnym krokiem zmierzałem do mety  debiutanckiego półmaratonu podczas czwartej edycji Biegu Siedleckiego Jacka nawet mi przez myśl nie przeszło, że jedenaście lat później podczas kolejnej edycji tej samej imprezy będę pokonywał dystans co najmniej półmaratonu dokładnie po raz dwusetny. Na ten wynik złożyło się sześćdziesiąt oficjalnych zawodów, w tym pięćdziesiąt dwa półmaratony i osiem maratonów oraz sto czterdzieści zwykłych biegów treningowych. Czasami ciągle trudno mi uwierzyć, że dystans, który kiedyś wydawał mi się czymś być dla mnie zupełnie nieosiągalnym w pewnym momencie stał się w zasadzie cotygodniowym zwykłym sobotnim rytuałem.

      Od kilku lat jest to już mój ulubiony dystans i to biegi o tej długości w zdecydowanie największej mierze wypełniają mój kalendarz. Nie inaczej jest i w tym roku. Dlatego podczas XV edycji Biegu Siedleckiego Jacka startu na innym dystansie nie rozważałem nawet przez chwilę. Nie zmieniła tego nawet pogoda, która już nie raz udowodniła, że w końcówce sierpnia może okazać się bardzo wymagająca. O ile w ostatnich tygodniach można mieć było nadzieję, że tym razem warunki będą biegaczom sprzyjać, to jednak kolejna, być może ostatnia fala upałów tego roku, która przyszła dzień przed biegiem w zasadzie te nadzieje definitywnie rozwiała.

      Start biegu o 8 rano. Specjalnych oczekiwań do wyniku nie mam. Okres gdy walczyłem o swoje rekordy mam już chyba za sobą. Jeśli stawiam sobie jakieś cele to najczęściej dotyczą one łamania bariery godziny i pięćdziesięciu minut, którą w ostatnim czasie traktuje jako swoją osobistą granicę satysfakcji. Zresztą nie wiedziałem tak naprawdę na co mnie aktualnie stać. To mój pierwszy oficjalny półmaraton od poczatku wakacji, a tak długa przerwa bez zawodów zawsze sieje w mojej głowie niepewność i obawy. Niby całe lato biegałem nawet tak długie dystanse, ale raczej wolno, bez takiej intensywności. Brałem więc pod uwagę, że tym razem granica godziny i pięćdziesięciu minut zwłaszcza w takich warunkach może się okazać dla mnie nieosiągalna i chyba nawet aż tak bardzo bym się nie zdziwił.

      Gdy wybrzmiał wystrzał startera prawie dwustuosobowa rzesza półmaratończyków wybiegła ze stadionu lekkoatletycznego na ulice Siedlec. Przed nami do pokonania trzy pętle, każda wynosząca mniej więcej siedem kilometrów. Zacząłem dość szybko. Szybciej, niż planowałem. Chyba poniosła mnie ambicja i fakt, że biegnę w tak licznym gronie przyjaciół i znajomych biegowych, a wśród żywiołowo dopingujacych kibiców również wiele znajomych twarzy.  Od tej pory w zasadzie co chwilę będę sobie powtarzał że to jest na dziś dla mnie zbyt szybko i powinienem zwolnić, ale najwyraźniej byłem dla siebie zbyt mało przekonywujący, gdyż mijały kolejne kilometry a nie było widać żadnej reakcji z mojej strony. Nadal każdy kilometr pokonywałem w tempie około 5 minut. Dopiero na drugiej pętli zdecydowałem się faktycznie zwolnić. Chyba nie miałem już za bardzo wyjścia. Słońce przygrzewało już coraz mocniej, a ja zaczynałem powoli odczuwać tego skutki. W zasadzie nie pamiętam już kiedy półmaratony biegałem tak szybko i raczej nie byłem na takie tempo na całym dystansie w tym momencie przygotowany. Drugą pętle pokonałem więc już delikatnie wolniej. Robiło się naprawdę gorąco. Receptą na to było polewanie się wodą. Na szczęście liczne punkty nawodnienia i dwie kurtyny wodne na każdej pętli łagodziły skutki wysokiej temperatury. Po drugiej pętli zaczynało do mnie docierać, że mój cel czyli złamać godzinę i pięćdziesiąt minut jest na wyciągnięcie ręki. Żeby postawić przysłowiową „kropkę nad i” na trzeciej pętli postanowiłem więc jeszcze raz delikatnie przyspieszyć licząc, że w walce z upałem uda się wyjść zwycięsko i mimo wszystko nie pojawi się już żaden kryzys. Mijały kolejne kilometry. Gdy pokonałem osiemnasty i czułem się nadal dobrze chyba już nabrałem przekonania, że się uda. Ostatnie dwa kilometry były prawie najszybsze ze wszystkich podczas dzisiejszego biegu nie licząc może pierwszego i na metę po mocnym finiszu wbiegłem z wynikiem 1:48:35. Ogromnie mnie ten wynik ucieszył, bo po dwumiesięcznej przerwie od startów dobrze to rokuje na kolejne biegi, których w tym roku mam zaplanowanych jeszcze pięć.

      Po biegu w końcu można było przysiąść na chwilę na trawie odpocząć, a potem cieszyć się atmosferą tego wydarzenia. Często się mówi, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej i chyba coś w tym jest. Bardzo lubię wyjeżdżać na biegi, poznawać nowe kraje, kultury i jest to moja pasja, ale bardzo cenie sobie także ten bieg, od którego się tak naprawdę wszystko w moim przypadku zaczęło. Zawsze to ogromna satysfakcja i przyjemność rywalizować w swoim rodzinnym mieście, gdzie zarówno na trasie, jak i wśród kibiców można wypatrzeć wielu znajomych, a potem już na mecie wymieniać wrażenia z licznymi przyjaciółmi, czy kolegami biegowymi, którzy wraz ze mną znosili trudy tego biegu. Często nie widzimy się od bardzo dawna, a wydarzenie to jest doskonałą okazja by zgromadzić się w jednym miejscu i znowu się spotkać.

      Niewątpliwie miłym akcentem, który czekał na uczestników tego biegu była mozliwość spotkania przed startem Henryka Szosta, chyba najlepszego polskiego maratończyka XXI wieku i aktualnego rekordzistę Polski. Wynik, który osiągnął w 2012 roku w japońskim Otsu (2.07:39) nie został pobity do dziś. Jest także trzykrotnym Olimpiczykiem w maratonie – z Pekinu 2008, Londynu 2012 oraz Rio 2016. W Siedlcach pojawił się jako ambasador jednej z wiodących marek obuwia do biegania. Krótka pogawędka i pamiątkowe zdjęcie było fajnym zwieńczeniem tego niewątpliwie  udanego dnia.

      No cóż… Dwieście biegów na dystansie conajmniej półmaratonu przebiegło się niewiadomo kiedy. Nie sposób też zadać teraz pytania co dalej? Oczywiście nie myślę o zawieszeniu butów na przysłowiowym kołku, a dystans półmaratonu już chyba na zawsze pozostanie moim ulubionym, w którym najlepiej się realizuję i który daje mi największa satyskację. W kolejną setke zamierzam więc weiść z przysłowiowego „buta” i jeśli zdrowie dopisze to za kilka lat powinienem dobić do trzystu…  Czas pokaże czy się tak stanie, ale tego bym sobie życzył.

2024.08.25 Siedlce Półmaraton: 15 BIEG SIEDLECKIEGO JACKA – 1:48:35

Zdjęcia: własne / Paweł Pietruczanis (Zabłąkany Aparat)