Śladami Filippidesa

      Jest właśnie wrześniowy sobotni poranek w roku 2007. Gorące promieniste słońce wędruje coraz wyżej po błękitnym śródziemnomorskim lazurowym niebie. Na skórze czuć jednak jeszcze powiew rześkiego porannego powietrza. Grecka Sparta budzi się właśnie do życia. Ulicami miasta do mety zbliżają się pierwsi zawodnicy 25 Spartathlonu – wyścigu z Aten do Sparty. Wydarzenie to organizowane jest już od połowy lat osiemdziesiątych dla upamiętnienia wyczynu legendarnego Filippidesa i wiedzie trasą, którą – według zapisków Herodota – pokonał grecki posłaniec w 490 r. p.n.e. Wyruszył on wówczas w drogę, by prosić Spartan o zbrojną pomoc dla Ateńczyków zagrożonych perskim najazdem przed bitwą pod Maratonem. To zresztą ten sam posłaniec, który według legend po wygranej bitwie pokonał dystans z Maratonu do Aten, aby ogłosić zwycięstwo Ateńczyków,  po czym padł martwy.

Źródło: www.ludo-depoortere.skynetblogs.be

      Niewielu jest twardzieli na świecie, którzy są w stanie porwać się na tego typu wyzwanie. Od zawsze bieg ten przedstawiany jest jako najbardziej wyczerpujący bieg ultra. Spartathlon nie jest dla każdego. Aby wziąć w nim udział, należy spełnić określone warunki. To ponadludzki wysiłek wymagający nie tylko żelaznego zdrowia, ale też siły charakteru, cierpliwości, determinacji. Tym razem by zmierzyć się z 246-kilometrowym dystansem na starcie stanęło 371 biegaczy. Trasa jak zwykle wiodła przez dzikie, kamieniste tereny, zalesione góry i strome zbocza. Niebezpieczne, kręte drogi często przecinały winnice i gaje oliwne. Na niektórych fragmentach zanikała ścieżka, ponieważ wiatr nieustannie nawiewał na nią piach.  Zawodnicy zmagali się z błotem, krzakami, wysoką trawą. By osiągnąć metę przyszło im się wspiąć na wysokość 1200 m n.p.m., gdzie często brakuje już tlenu i nawet najlepsi biegacze miewają halucynacje i tracą świadomość.  Temperatura raz rosła niemiłosiernie, innym razem spadała nawet do kilku stopni Celsjusza. Na pokonanie całego dystansu mieli maksymalnie 36 godzin.

Źródło: www.ludo-depoortere.skynetblogs.be

      Dla wielu zawodników trudy tej morderczej rywalizacji okazały się zbyt duże. Większość z nich zrezygnowała po drodze. Zostali najwytrwalsi. Na czele od pewnego czasu utrzymuje się legenda biegów ultra Amerykanin Scott Jurek. Już za chwilę przekroczy metę tuż obok pomnika legendarnego króla Sparty Leonidasa i zwycięży powtarzając swój sukces sprzed roku. Pokonanie trasy zajęło mu niespełna dobę. Na następnego zawodnika przyjdzie nam jeszcze poczekać ponad godzinę. Jednak będzie się o nim mówiło równie dużo, jak o triumfatorze. To Polak – Piotr Kuryło. W przeciwieństwie do innych uczestników do Aten dotarł nie samolotem czy samochodem, ale na własnych nogach. Wystartował 28 lipca z Augustowa. Przemierzył całą Polskę, potem Czechy, Austrię i Włochy, promem przepłynął kawałek Morza Adriatyckiego, ciągnąc ze sobą bagaż na specjalnym 40-kilogramowym wózku. Spakował tylko najpotrzebniejsze rzeczy takie jak jedzenie, namiot i lekarstwa. Waga ekwipunku, z którym przyszło mu biec i tak wynosiła jednak około czterdziestu kilogramów. W czasie swojej wyprawy pokonał cztery tysiące kilometrów. Dobiegł do Aten, a po kilkutygodniowej przerwie i regeneracji wziął udział w słynnym Spartathlonie, w którym już za chwilę minie metę i zajmie drugie miejsce zapisując się w ten niesamowity sposób w historii i zdobywając najlepsze miejsce jakie kiedykolwiek zajął w tym biegu Polak. Jeszcze tylko parę kilometrów, jeszcze tylko kilka głębszych oddechów,  jeszcze tylko kilka kropli potu…

Piotr-Kuryło-Scott-Jurek-SpartathlonŻródło: Archiwum Piotra Kuryło

Oceń ten wpis

Ile gwiazdek przyznajesz?

Średnia ocena 0 / 5. Ilość głosów: 0

Brak głosów! Bądź pierwszym oceniającym.

2 komentarze do “Śladami Filippidesa”

Skomentuj FitHealthyLife Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *